Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Archiwum Polityki

Za mało za to samo

Fakt, że kobiety zarabiają mniej niż mężczyźni, wydaje się naturalny. Na tyle, że prawie się go nie zauważa.

Płacowa dyskryminacja kobiet w czystej postaci – to znaczy wtedy, gdy kobieta pracuje na podobnym stanowisku i ma podobny staż jak mężczyzna, a zarabia mniej niż on – zdarza się w Polsce niezbyt często. Nierówność wynagrodzeń między pracownikami różnej płci, w unijnym żargonie zwana pay gap, dla całej Unii wynosi średnio 17 proc. Według unijnych szacunków, w Polsce pay gap jest na poziomie 10 proc. Jednak zdaniem rodzimych badaczy, przyjęty w ośrodku Eurostat sposób wyliczeń nie oddaje całej prawdy o naszym rynku pracy. Eurostat korzysta z danych GUS, który zbiera informacje o zarobkach tylko w zakładach zatrudniających ponad 9 osób. Gdy policzyć zarobki wszystkich kobiet i wszystkich mężczyzn w naszym kraju, to wychodzi, że Polki zarabiają przeciętnie około 30 proc. mniej niż Polacy. Co nijak się ma choćby do ich poziomu wykształcenia: kobiet z wyższym wykształceniem jest 19 proc., mężczyzn – 14 proc.

Segregacja zawodowa

Barbara z Poznania ma 50 lat, z czego 30 przepracowała jako pielęgniarka. Podaje leki, robi zastrzyki, podłącza aparaturę, myje obłożnie chorych, pisze raporty. Jej kolega Błażej, 33 lata, 13 w zawodzie, z wykształcenia technik, jest konserwatorem sprzętu medycznego. Przeciętne wynagrodzenie pielęgniarki w sektorze publicznym według GUS wynosi 2,2 tys. zł brutto, technika – co najmniej 500 zł więcej. Właściwie nie wiadomo, z jakiego powodu.

Przykłady Barbary i Błażeja odzwierciedlają główny, zdaniem socjologów, mechanizm powstawania pay gapu – segregację zawodową, podział na zawody męskie i kobiece. Tę segregację widać w ogłoszeniach o pracę. Żeńska forma objawia się, gdy firmy szukają osób na posady mniej atrakcyjne finansowo i prestiżowo – asystentki, sekretarki lub księgowej, a nie dyrektora czy specjalisty.

Polityka 17.2009 (2702) z dnia 25.04.2009; kraj; s. 24
Reklama