Archiwum Polityki

Helga i jej siostry

Do Niemiec przyjechały jako małe dziewczynki, w latach 70., z rodzicami gastarbeiterami z Turcji. Dorastały w dwóch kulturach i dwóch językach. Dziś jako czterdziestoletnie kobiety piszą

Hatice Akyün jest córką Mustafy, tureckiego pasterza, który na początku lat 70. dał się przekonać werbownikowi, sprzedał stado owiec i za uzyskane pieniądze kupił bilet do Niemiec. Osiedlił się w Duisburgu i zaczął pracę w pobliskiej kopalni. Z czasem dojechały do niego żona i dwie córki. Młodsza to właśnie Hatice, wówczas trzylatka, która dostała imię na pamiątkę po pierwszej żonie Mahometa. Zamieszkali w dzielnicy Marxloh – dziś nazywanej małym Stambułem – nieopodal wielkich pieców hutniczych Thyssena.

Ojciec Hatice wyjeżdżając z Turcji był analfabetą, podczas długich lat na obczyźnie nie nauczył się niemieckiego, tak samo jak matka dziewczyny. Z Hatice było inaczej – skończyła uniwersytet w Düsseldorfie i zaczęła pracować jako dziennikarka. Napisała książkę „Zamawiam Hansa w ostrym sosie”, bestseller tygodnika „Der Spiegel”.

Wieczorny spacer po dzielnicy Marxloh pozwala zrozumieć marzenia autorki o tytułowym Hansie – błękitnookim, rosłym blondynie, który wprowadzi ją do innego, lepszego świata. Ulice o tej porze anektują młodzi Turcy. Jeżdżą bez celu w swoich podrasowanych autach, dudniących orientalnymi szlagierami. Ich ojcowie siedzą w herbaciarniach wciśniętych między domy z tureckimi napisami, pod flagą z półksiężycem i grającym na okrągło telewizorem. Ich matki i siostry, ukryte za firankami, spędzają wieczory w domu. Grupka tureckich i niemieckich wyrostków popija colę light w kawiarni u Alego i wyraźnie się nudzi. Nie, o Hatice Akyün nie słyszeli. Co to za jedna? W Marxloh nikt nie czyta książek ani nie ogląda niemieckiej telewizji. A może to ta Helga? – ryzykuje ktoś z sąsiedniego stolika.

Helga i Hans to dla Turków kwintesencja niemieckości. Hans na pierwszą randkę przyjeżdża na rowerze, podkreślając w ten sposób swoje ekologiczne przekonania, jest punktualny, akuratny i nie przyjdzie mu do głowy, aby zapłacić cały rachunek w restauracji, do której zaprosił na kolację.

Polityka 19.2009 (2704) z dnia 09.05.2009; Świat; s. 80
Reklama