Palikotkami” posłowie PiS nazywają przesadzone oskarżenia, prowokacyjne pytania i niepotwierdzone informacje stosowane (zwłaszcza przez posła Palikota) w celu pognębienia przeciwnika. Klasyczną „palikotkę” (po raz kolejny) wykonał Jarosław Kaczyński, opowiadając o brutalnej napaści Platformy Obywatelskiej na gwiazdę pisowskich spotów, aktorkę Annę Cugier-Kotkę. Jak było, nikt nie wie, gdyż sama ofiara dla każdej telewizji ma inną wersję wydarzeń. Przestraszona rozgłosem sprawy policja musiała zresztą sama udać się do domu aktorki, aby wreszcie zawiadomiła o pobiciu, co umożliwi rozpoczęcie poszukiwania napastników. Janusz Palikot oczywiście nie omieszkał skomentować, że cała sprawa wygląda na jakiś poroniony spot pisowskich spin doktorów.
Napad, nawet słowny, na kobietę-aktorkę za to, że wykonywała swój zawód, czyli reklamowała jakiś produkt, powinien być potępiony i ścigany. Ale (domniemany) incydent został wspólnie przez panią Cugier-Kotkę i prezesa ośmieszony, zagłuszony dętą partyjną propagandą. Wkrótce media stracą zainteresowanie tą historią – bez świadków, dowodów i sprawców – a pani Cugier-Kotka przejdzie do politycznych kronik jako Jarucka bis. Chyba że prezes uzna, iż „pierwsza ofiara platformerskich siepaczy” ma wartość polityczną, wtedy Anna Cugier-Kotka trafi na listy wyborcze PiS. Strasznie to wszystko infantylne. Ot, takie „palikotki z Cugier-Kotki”.