Archiwum Polityki

Panie na linie

Niemki, tak jak i Polki, domagają się przywilejów dla kobiet w życiu publicznym. A w Niemczech już wiadomo, że sam parytet nie wystarczy.

Wyniki badań potwierdzają, że firmy kierowane damską ręką mniej cierpią w czasach kryzysu. Kobiety, w odróżnieniu od mężczyzn, niechętnie podejmują ryzykowne decyzje. Specjaliści od zarządzania dorzucają, że męski sposób prowadzenia interesów – podsycanie rywalizacji i zamiłowanie do hierarchicznych struktur, ścisła kontrola i autorytarne wydawanie poleceń, ma w efekcie więcej wad niż styl kobiecy, stawiający na współpracę, komunikację i dostosowywanie zadań do zainteresowań pracowników.

To wszystko jednak bardziej teoria niż praktyka. W centralach władzy niemieckiej gospodarki kobiet jest jak na lekarstwo, ich udział w zarządach koncernów wynosi niecałe 2 proc. Dlatego Petra Ledendecker, szefowa zrzeszenia niemieckich kobiet biznesu, domaga się wprowadzenia parytetu płci. Nie jest w tym osamotniona, a zbliżające się wybory do Bundestagu uaktywniły polityków, którzy spieszą z różnymi pomysłami.

Szef SPD Franz Müntefering wystąpił z koncepcją, by do 2013 r. zapewnić kobietom 40 proc. miejsc w zarządach niemieckich koncernów. Postulat został uroczyście zapisany w programie wyborczym socjaldemokratów, którzy – w przypadku wygranych wyborów – mają zabiegać o to, by stosowny zapis znalazł się w przygotowywanej obecnie ustawie o równych szansach zawodowych.

Ale koalicja natychmiast skrytykowała projekt. Koledzy z CDU zaproponowali, by zamiast narzucać gospodarce ustawowe regulacje, socjaldemokraci przyjrzeli się najpierw własnym szeregom i przypilnowali, aby w takim właśnie procencie podzielić się władzą z kobietami. Wszak już od 20 lat w SPD obowiązuje parytet w obsadzie partyjnych stanowisk.Poza tym ustawowe zapisy często mijają się z życiem, tak jak obowiązująca od 2002 r. ustawa, która miała ułatwić kobietom zajmowanie kierowniczych stanowisk w urzędach federalnych.

Polityka 32.2009 (2717) z dnia 08.08.2009; Świat; s. 70
Reklama