Wiersz Tomasza Różyckiego „Manewry Garnizonu” z tomu „Kolonie”. Podmiot liryczny wyobraża sobie, jak by to było, gdyby żył w Paryżu. Mówi: „Tutaj się urodziłem, tutaj mieszkam, tutaj moi rodzice mają mały sklepik”, a potem dodaje, co znaczy owo bycie paryżaninem: „nigdy nie było żadnej Wschodniej Europy, nie było piwnicy do ukrywania sąsiadów, nie było tych wszystkich transportów i łapanek, nigdy się nie śniło, że chodzą po mieszkaniach”. Trudno oprzeć się wrażeniu, że są na ziemi miejsca lepsze i gorsze. Jedne leżą pod dobrymi gwiazdami, a inne pod zdecydowanie złymi. Tak się jakoś to składa.
Ach ten Paryż! Miasto wojennego szczęścia. Wiadomo, zajęte w czerwcu 1940 r. właściwie bez żadnych zniszczeń, okupacja niemiecka łagodna i na koniec szczęśliwe powstanie i wyzwolenie, bez zniszczeń. O paryskim sierpniu ’44 opowiada książka „Czy Paryż płonie?”. Pierwotną wersję napisał w 1951 r. Dietrich von Choltitz, komendant garnizonu niemieckiego w Paryżu, potem została ona zbeletryzowana przez Larry’ego Collinsa i Dominique’a Lapierre’a.
Dramatyczny bieg wydarzeń śledzimy z perspektywy von Choltitza. Na początku sierpnia 1944 r. wezwano go do dobrze znanego polskim wycieczkom szkolnym Wilczego Szańca pod Kętrzynem na osobistą odprawę z Hitlerem. Z jego rąk otrzymuje nominację na komendanta Paryża i zadanie obrony miasta za wszelką cenę, bez względu na straty i zniszczenia. Rozkaz Kwatery Głównej Hitlera mówił: „Obrona przyczółka paryskiego ma zasadnicze znaczenie w płaszczyźnie wojskowej i politycznej. W samym mieście należy energicznie zareagować na pierwsze oznaki powstania, stosując środki takie jak wyburzenie całych kwartałów domów, publiczne egzekucje przywódców.