Archiwum Polityki

Szopieżwał w japolkach

Stringi koniakowskie, japonki łowickie, nos Chopina, kubek powstańca warszawskiego, a może żubrówka? Trwają poszukiwania prawdziwie polskiej pamiątki. Pogmatwane jak polska dusza.

Potrzeba jest matką pamiątki. Katarzyna Pierwienis, młoda białostocka przewodniczka, dostrzegła tę potrzebę oprowadzając wycieczki. Goście mieli kłopot ze znalezieniem ładnej pamiątki z miasta. Mogli kupić pocztówkę z Pałacem Branickich i właściwie niewiele więcej. Doszła do wniosku, że coś trzeba z tym zrobić. Białystok zasłużył na pamiątkę, której nie trzeba by się wstydzić. Siadła kiedyś z przyjaciółmi i zaczęli gadać, co fajnego można byłoby wymyślić. Wymyślili... śledzika białostockiego. Dlaczego śledzika? – A dlaczego nie? Śledzik jest zabawny – wyjaśnia pomysłodawczyni.

Białostocki śledzik

Śledzik serwowany jest na różne sposoby. Jako maskotka z materiału, jako ozdoba na torbach i wzór na koszulkach z żartobliwymi napisami, np. „Śledź mnie”. Produkcją i dystrybucją zajmuje się firma Nemeti, czyli pani Katarzyna z pomocą mamy. I to w przerwach między oprowadzaniem wycieczek, bo z pamiątkarstwa trudno wyżyć. Ze swoim śledzikiem była już nawet w Brukseli, na Europejskich Targach Pamiątek, Prezentów i Wystroju Wnętrz EUROPACADO, gdzie Polska Organizacja Turystyczna prezentowała najlepsze pamiątki regionalne.

W sezonie śledziki sprzedają się nieźle, choć ostatnio większym przebojem były pamiątki związane z Ludwikiem Zamenhofem i językiem esperanto. Białystok gościł zjazd esperantystów, którzy chcieli zabrać jakiś drobiazg z rodzinnego miasta twórcy ich języka. Niektórzy przy okazji wywozili też i śledzika, traktując to jako surrealistyczny żart. Mało kto zdawał sobie sprawę, jak poważny problem kryje ta mała rybka.

Wiedzą o tym dobrze mieszkańcy Białegostoku. Dlatego pomysł pani Katarzyny przyjęli z mieszanymi uczuciami. Bo inspiracją dla pamiątki stało się przezwisko, jakim bywają określani w innych częściach Polski.

Polityka 51.2009 (2736) z dnia 19.12.2009; Rynek; s. 54
Reklama