Warszawa to miasto-państwo. Odrębny twór. Ale nie można powiedzieć, że niepowtarzalny, bo każde miasto w Polsce po części próbuje ją naśladować. Polska jest taką przesuniętą w czasie Warszawą. W efekcie większość polskich miast jest tak jednolicie nijaka. W poszukiwaniu atrakcyjności Warszawy badacze posłużyli się podstępem i zaczęli analizować zdjęcia, jakie zagraniczni turyści zrobili sobie w stolicy Polski. Wnioski są druzgocące dla zwolenników wyburzenia Pałacu Kultury i Nauki, budujące dla miłośników terenów zielonych, ale ogólnie mało budujące. Czyli mniej więcej oddające atrakcyjność miasta, które nie było w stanie stworzyć centrum. Od 40 lat w niepohamowany sposób rozlewa się na peryferia i z głodu mieszkań latami żywiło się najgorszym architektonicznym ścierwem. A jednocześnie na tle całej Europy ma jedne z najwyższych stawek za metr kwadratowy w relacji do średnich zarobków.
Dzikość
Warszawa przez dłuższy czas poklatkowo fotografowana z kosmosu byłaby piękna niczym mrowisko w budowie. Miasto falowało i zalewało kolejne przestrzenie. Fotografowana z mniejszej odległości już tak nie zachwyca, bo proces budowy był dziki i jeśli coś za nim stało, to głównie pieniądze. Jednocześnie rozwój odbywał się na absolutnej kontrze do wszystkich założeń, które obowiązywały do 1989 r. Joanna Kusiak na potrzeby doktoratu, który ostatecznie ukazał się w postaci książki „Chaos Warszawa”, przeprowadziła dziesiątki rozmów z głównymi postaciami tej gry w miasto. Jeden z doświadczonych urbanistów tak wspomina czas przełomu: „Najlepiej było budować w ogóle bez planowania, bo planowanie kojarzyło się z centralnym planowaniem socjalistycznym narzuconym przez państwo i teraz każda gmina, każdy obywatel będzie robił, co będzie chciał”. I robił.