Na dobre zagościły w latach 20. ubiegłego stulecia stając się synonimem nowoczesności. Wynalazek, który zadebiutował na paryskich targach branży motoryzacyjnej w 1910 r., wraz z początkiem następnej dekady pojawił się w Los Angeles, a wkrótce podbił świat. W Warszawie pierwszy neon zaświecił w 1926 r., a reklamował browar. Ale to nie z międzywojniem kojarzą się neony. W Polsce boom przypadł na okres po odwilży październikowej, a więc przełom lat 50. i 60. Jest w tym jakiś chichot historii, że u władzy był wówczas Władysław Gomułka, którego epokę rządów uważa się za siermiężną. Ale neony stały się wtedy wszechobecne. Później nastąpiły turbulencje, w połowie lat 70. kryzys energetyczny i „okresowe niedobory energii elektrycznej”. Trzeba było oszczędzać, czego neony padły ofiarą. Nie lepiej było w stanie wojennym. A w okresie transformacji rzekomo zbyt mocno kojarzyły się z poprzednim systemem, zaś w reklamie zaczęły triumfować kasetony. Zrobiło się ciemno. Dopiero w połowie lat 2000., na fali nostalgii, neony zaczęły wracać do przestrzeni publicznej polskich miast. Wybierzmy się na spacer w blasku neonów, tych odrodzonych, jak i całkiem nowych.
Rozświetlona Warszawa
Ponad placem Konstytucji góruje jeden z najstarszych neonów w stolicy. „Siatkarka” (s. 97) w tym roku obchodziła 60. urodziny. Pierwotnie tytułowa bohaterka, którą zaprojektował Jan Mucharski, reklamowała sklep z artykułami sportowymi. Jej drugie życie rozpoczęło się, kiedy artystka Paulina Ołowska po latach degradacji reanimowała ją za własne pieniądze w 2006 r. Niektórzy ten właśnie moment uznają za punkt zwrotny i początek tzw. odrodzenia neonów. Ostatnią renowację „siatkarka” przeszła w 2018 r. i przerzuca piłkę tak jak dawniej.