Efekt opery wkrótce zobaczymy w Gdańsku? Jak nowoczesne gmachy zmieniają oblicza miast
Gmach miałby stanąć w nieprzypadkowym miejscu: na terenach postoczniowych, gdzie wyrasta dzielnica znana jako Młode Miasto. Opera znalazłaby się w towarzystwie słynnych żurawi. Dokładna lokalizacja ma jednak zależeć od projektu, który zostanie wyłoniony w międzynarodowym konkursie. To już drugie podejście; pierwszą próbę podjęto bez sukcesu kilkanaście lat temu, za prezydentury Pawła Adamowicza.
A nowoczesnej opery w mieście, jak nie było, tak nie ma. Po latach przerwy i zmianie rządu zdecydowano się wrócić do tematu. Reaktywowano Społeczny Komitet Wsparcia Budowy Metropolitalnej Opery Bałtyckiej, któremu przewodniczy Zbigniew Canowiecki. Marszałek województwa pomorskiego Mieczysław Struk prowadzi rozmowy z resortem kultury, projekt poparł nawet Lech Wałęsa.
Dziś gdańska opera jest jedną z najmniejszych w Polsce, a jej stan pozostawia wiele do życzenia. Obiektem dumy z pewnością nie jest. Miasto spogląda zazdrosnym okiem na Kopenhagę i Oslo, chciałoby mieć gmach na poziomie znanym z europejskich stolic. Jaka opera, takie miasto? Jest w tym trochę prawdy, o czym zaraz się przekonamy. Spójrzmy, jak prezentują się nowoczesne opery na świecie.
Czytaj też: Wielka burza wokół Muzeum II Wojny Światowej
Efekt Sydney
Zacznijmy w miejscu oczywistym, na końcu świata – tej budowli nie trzeba nikomu przedstawiać. W zeszłym roku obchodziła 50. urodziny. Opera w Sydney, oczywiście. Jeden budynek osadził miasto w świadomości całego świata. Mówi się co prawda o tzw. efekcie Bilbao, ale może bardziej zasadne byłoby mówić o „efekcie Sydney”? Wszak opera powstała niemal ćwierć wieku przed Muzeum Guggenheima (1997).
Zaprojektowana przez duńskiego architekta Jørna Utzona, stworzyła miasto na nowo. Dzisiaj nie sposób sobie wyobrazić największej australijskiej metropolii bez tej charakterystycznej bryły. Była elementem logo letniej olimpiady z 2000 r. Gmach przeistoczył się w niekwestionowany symbol już nawet nie tylko miasta, lecz całej Australii. Ba, jej synonim. Czy przez ostatnie pół wieku ktoś dorównał Sydney? Z XX w. przenieśmy się do obecnego stulecia.
Europa razy trzy
Lata 2000. pozostawiły po sobie zwłaszcza dwie opery, a czas pokazał, że reszta świata wyraźnie pozazdrościła tych realizacji. Pierwszą z nich jest Opera Narodowa w Kopenhadze, skąd pochodził właśnie Jørn Utzon. Ale to Henning Larsen, również Duńczyk, zaprojektował gmach, który ze stolicy uczynił mekkę melomanów. Monumentalny budynek przyjął pierwszych gości zimą 2005 r. Stanął w centralnej części miasta, kosztował kilkaset milionów dolarów. Kluczowy udział w przedsięwzięciu miał Mærsk Mc-Kinney Møller, przemysłowiec, jeden z najbogatszych ludzi w kraju. Kontrowersje towarzyszące budowie i spory na linii architekt–miliarder to osobna historia, ale i tak powstało coś nadzwyczajnego.
Już w 2008 r. konkurencja wyrosła, chciałoby się rzec, po sąsiedzku. Opera w Oslo bez dwóch zdań zachwyca. Odmieniła miasto i dała impuls do kolejnych realizacji, jak fenomenalne Muzeum Muncha czy nowa siedziba Muzeum Narodowego. Wydaje się, że opera jest zbudowana z brył lodu, śnieżnobiała konstrukcja od razu przykuwa wzrok i świetnie się komponuje z miejską panoramą. Jeżeli jest jedno słowo, które miałoby opisać ten budynek, to jest nim „ikona”. Z jednej strony gmach reprezentuje kulturę wysoką, ale jest zarazem przykładem architektury otwartej czy też demokratycznej. Można po nim swobodnie chodzić i podziwiać Oslo z nadzwyczajnej perspektywy. Projekt jest dziełem studia Snøhetta.
Spójrzmy teraz na południe kontynentu. Od 2017 r. w Atenach otwarta jest imponująca budowla autorstwa Renzo Piano Building Workshop. Studio zaprojektowało Centrum Kultury Fundacji Stavros Niarchos. W olbrzymim kompleksie znajdują się opera oraz Biblioteka Narodowa. Budowla sąsiaduje z parkiem imienia oczywiście Niarchosa. Fundacja, której patronuje zmarły ćwierć wieku temu armator i miliarder, porozumiała się z rządem, a stolica zyskała coś budzącego podziw. Koszt budowy wyniósł, proszę się trzymać, ponad 600 mln euro, a całość pokryła fundacja. Można tylko pozazdrościć partnerstwa publiczno-prywatnego na takim poziomie.
Czytaj też: Komu wolno mówić Danzig i kto może się mienić Kaszubem. Narodowy monolit to mit
Operowa gorączka
Z Europy przenieśmy się do Azji. Własnej opery doczekał się m.in. Dubaj i trzeba przyznać, że jak na jego warunki jest to realizacja stosunkowo skromna. Opera została otwarta w 2016 r. i wyrasta nieopodal Burdż Chalifa, najwyższego na świecie drapacza chmur. Budynek zaprojektował Janus Rostock. Architektonicznie nawiązuje do dau, czyli tradycyjnych arabskich statków. I faktycznie przywodzi na myśl łódź, która przycupnęła pod wieżowcami.
Operowa gorączka ogarnęła też Chiny, zwłaszcza w ostatniej dekadzie. Opera w Kantonie została otwarta w 2010 r., za projekt odpowiada Zaha Hadid, przedwcześnie zmarła wybitna architektka. Rozmiar budowli to niebagatelne 70 tys. m kw. – iście chińska skala.
W ślad za megamiastem podążyły oczywiście inne. W 2015 r. własnej opery doczekało się np. Harbin; studio MAD Architects stworzyło futurystyczny gmach, dzięki któremu miasto znalazło się na ustach całego świata. Trudno się dziwić, skoro z zewnątrz wygląda, jakby pochodził z przyszłości. Na koniec ubiegłej dekady charakterystyczną budowlę zyskało również Hangzhou – tu za projekt odpowiada studio Henninga Larsena (tego od kopenhaskiej opery). Ciężko powiedzieć, czy w chińskiej metropolii udało się powtórzyć efekt znany z duńskiej stolicy.
Plac budowy
Snøhetta odpowiada z kolei za imponujący gmach opery w Szanghaju (prawie 150 tys. m kw.). Wielkie otwarcie ma nastąpić w przyszłym roku. To samo studio kończy budować operę w południowokoreańskim Pusan. Dwie nowoczesne opery powstają też w Arabii Saudyjskiej, pierwsza niedaleko Rijadu w mieście Ad-Dirijja; gmach zaprojektowała (znowu) Snøhetta. Otwarcie zaplanowano na 2028 r. Natomiast w Dżuddzie za projekt odpowiada dobrze nam już znane studio Henninga Larsena.
Opery z prawdziwego zdarzenia doczeka się także Shenzhen. Zwycięski projekt to dla odmiany dzieło studia Jeana Nouvela. Nie będzie to pierwsza tego typu realizacja tej słynnej pracowni architektonicznej. Poprzednia to Opéra Nouvel w Lyonie, która w zaskakujący sposób połączyła stare z nowym. Ukończona w 1993 r., po przeszło trzech dekadach pozostaje jednym z najbardziej charakterystycznych budynków w tkance francuskiego miasta.
Ale nie trzeba spoglądać na bliższy czy dalszy Wschód. Wspomniana Snøhetta zaprojektowała operę za naszą zachodnią granicą: Duett Düsseldorf ma być kulturalnym centrum, czy też epicentrum, na mapie niemieckiego miasta. Opera została wpisana w dwie szklane wieże (na zdjęciu na samej górze).
Czytaj też: Zmiana idzie do Gdańska? Nowe pokolenie wchodzi do gry. Po wielu, wielu latach
Czekając na operę
Opery zmieniły i będą zmieniać oblicza miast. Gdańsk ma skąd czerpać inspirację; jeżeli mądrze wykorzysta szansę, może zyskać obiekt, który stanie się jego nowym symbolem. Nie pierwszym. Przywołajmy tylko oddane w 2017 r. Muzeum II Wojny Światowej czy Europejskie Centrum Solidarności, które świętuje dziesiąte urodziny.
Możliwe, że w nie tak odległej przyszłości do tego grona dołączy Metropolitalna Opera Bałtycka. Poprzeczka jest ustawiona wysoko, a na realizację (spektakularnej) wizji potrzebne będą setki milionów złotych. Przekonaliśmy się, że niektóre budynki potrafią raz na zawsze zmienić trajektorię miejskiej historii. Czy Gdańsk doczeka się wreszcie nowoczesnej opery? Wszystko w rękach architektów. I polityków, rzecz jasna.