Odpowiedź na to pytanie jest następująca: sama Ziemia, jako byt kosmiczny, przetrwa na zawsze, a w każdym razie przez następne około pięć miliardów lat. Po tym czasie nasze Słońce przeistoczy się z tzw. żółtego karła, czyli ze stabilnej, wciąż spalającej wodór i raczej niedużej gwiazdy Ciągu Głównego – którą jest obecnie – w czerwonego olbrzyma. Szybko powiększy się wtedy objętościowo o tysiące razy i pochłonie – spali – większość planet Układu Słonecznego. Ziemię też. Dalsze planety Układu odrzuci. Pozostałością tego kataklizmu będzie tzw. mgławica planetarna i biały karzeł, czyli węglowo-tlenowy obiekt wielkości mniej więcej Ziemi właśnie, ale posiadający masę Słońca; to będzie zminiaturyzowana, zagęszczona do granic pozostałość naszej matczynej gwiazdy. Tak kończą wszystkie gwiazdy o masach porównywalnych z naszym Słońcem.
Na szczęście do tego jeszcze daleka droga i ludzkość na pewno jej wraz z naszą planetą nie przebędzie. Pytanie może być również inne: co stanie się z Ziemią w bliskim czasie, czyli w perspektywie 100, 300, 500, a może tysiąca lat? I tu odpowiedź też jest jedna: otóż przetrwa ona wszelkie wywołane także przez ludzi kataklizmy i kryzysy; nawet globalną wojnę z użyciem broni jądrowej. Jest na tyle duża i masywna, że wszystkie nasze głupie waśnie, wojny, zniszczenia i zanieczyszczenia nie zagrożą jej jako ciału kosmicznemu. Ale czy my, ludzie – i inne organizmy żywe – na niej przetrwamy? Z tym raczej będzie duży problem.
Wielka kariera Ziemi
„Polecieliśmy na Księżyc, ale odkryliśmy Ziemię” – te słowa zostały wypowiedziane i potem cytowane przez wielu naukowców po wykonaniu zdjęć Ziemi przez astronautę Williama Andersa z misji Apollo 8, podążającej ku Księżycowi w 1968 r.