Poszukiwanie winnych chaosu na wielu europejskich lotniskach trwa, ale jedna grupa na pewno nie może się wyprzeć odpowiedzialności. To… sami pasażerowie, którzy zdaniem szefów portów tylko pogarszają swoją sytuację. Prezes londyńskiego Heathrow John Holland-Kaye narzeka, że pakują oni do bagażu podręcznego za dużo płynów do makijażu, zamiast umieścić je w bagażu rejestrowanym. Z tego powodu podczas kontroli bezpieczeństwa dochodzi do jeszcze większych opóźnień, bo przecież każdemu pasażerowi przysługuje jedna przezroczysta torebka z płynami o łącznej pojemności jednego litra. Holland-Kaye zapomniał tylko wyjaśnić przyczynę takiego zachowania. Z powodu gigantycznego zamieszania mało kto liczy na to, że jego walizka dotrze razem z nim do miejsca przeznaczenia. Tylko zawartość bagażu podręcznego jest w miarę bezpieczna w to lato podniebnej zawieruchy.
Z kolei prezes lotniska we Frankfurcie nad Menem Stefan Schulte ma dla podróżnych inną, równie cenną radę. Sugeruje, żeby zrezygnować z czarnych walizek, bo wszystkie są do siebie podobne. W efekcie pasażerowie długo szukają swojego bagażu na taśmach i dodatkowo utrudniają pracę portów. Lepiej zainwestować w kolorowe walizki, najlepiej bardzo charakterystyczne i łatwo rzucające się w oczy.
Wypowiedzi obu szefów stały się niedawno obiektem wielu drwin, bo to zarządzane przez nich lotniska razem z amsterdamskim Schiphol należą do ścisłej czołówki europejskich portów pogrążonych w chaosie. Pasażerowie, stojąc najpierw w gigantycznych, wielogodzinnych kolejkach do odprawy bagażowej, a potem do kontroli bezpieczeństwa, zastanawiają się, kto ponosi odpowiedzialność za te dantejskie sceny.
Najprościej winę zrzucić na pandemię
Gdy większość połączeń w 2020 r. została odwołana, a linie lotnicze i porty walczyły o przetrwanie, liczba pracowników w branży zaczęła się szybko zmniejszać.