Kijów: zimno i ciemno
Kijów: dramat, zimno i ciemno. Karierę robi sformułowanie „plan B”
Anna mieszka wysoko, na 19. piętrze. Z okna od zawsze widziała panoramę wielomilionowego miasta. Tysiące rozświetlonych wieżowców, neony, latarnie. – A teraz niekiedy kompletna ciemność, tylko pojedyncze światełka gdzieś w dali, na przedmieściach – opowiada. Wtedy ma wrażenie, jakby jej rodzinne miasto zniknęło. Gdy są lepsze dni, świecą niektóre ulice i dzielnice. Potem gasną i zapalają się następne. Anna śmieje się, że wtedy Kijów przypomina z góry lampki na świątecznej choince.
Los Kijowa i wielu innych miast to cena, jaką płaci Ukraina za sukcesy na froncie. Jej armia przeprowadziła skuteczne kontrataki: w Donbasie (wzięto ważny węzeł komunikacyjny Izium) i na południu (wyzwolono Chersoń, jedyną stolicę obwodu, jaka znajdowała się w rękach Rosjan). Wobec klęsk Kreml zmienił taktykę. Władimir Putin ogłosił mobilizację i dał zielone światło zmasowanym atakom rakietowym. Głównym celem są systemy energetyczny i wodociągowy.
Pierwsza nawałnica nadciągnęła 10 października. Obrona powietrzna strąciła większość rakiet, ale i tak od prądu zostały odłączone miasta i miasteczka w sześciu obwodach Ukrainy. To było preludium. Niszczenie, i to u progu zimy, elektrowni, elektrociepłowni, stacji rozdzielczych jest obliczone na zastraszenie i wymęczenie społeczeństwa. Moskwa liczy, że zmarznięci Ukraińcy obrócą się przeciwko własnym władzom, zmuszą je do rozpoczęcia rozmów o zakończeniu konfliktu.
Betonowe pułapki
W Kijowie szczególnie kiepsko jest na wielkich blokowiskach i przedmieściach. – Mieszkam na 15. piętrze – opowiada POLITYCE Ludmiła, 55-letnia księgowa w firmie farmaceutycznej. – Kiedy wyłączają prąd, nie jeździ winda, nie ma wody i nie działa kuchenka elektryczna. Czyli jestem w pułapce.