Prosto do suszy
Zmierzamy prosto do suszy. I katastrofy. „Mądra władza mogłaby uratować sytuację”
JĘDRZEJ WINIECKI: – Z jaką sytuacją wodną dziś się mierzymy?
JAN MENCWEL: – Stoimy u progu wielkiego kryzysu, którego podstawowe przyczyny wiążą się ze zmianami klimatu.
Po pierwsze, brak śnieżnych zim, do tej pory stałej cechy naszego klimatu. To śnieg decyduje o tym, ile wody mamy do dyspozycji w ciepłych miesiącach. Tak zwany reżim wodny większości naszych rzek w dalszym ciągu uzależniony jest od tego, jak wiele spadnie go zimą i w jakim tempie stopi się na przedwiośniu. Ten mechanizm coraz bardziej szwankuje.
Po drugie, fale upałów i związane z nimi okresy suszy. W ich trakcie woda bardzo szybko odparowuje i zamiast regularnych opadów nawadniających ziemię, coraz częściej występują groźne nawałnice. Na szczęście jeszcze nie dochodzi u nas do zjawisk tak intensywnych jak na południu Europy, gdzie susza trwa niemal cały rok.
Jesteśmy na to gotowi?
A skąd. Polityka państwa i wielu samorządów wskazuje, że mentalnie tkwimy nawet nie w PRL, ale w dwudziestoleciu międzywojennym. W książce nawiązuję do „szklanych domów” z „Przedwiośnia” Żeromskiego, największego mitu o polskiej modernizacji. Na drugim planie tkwi tam dogmat, że jesteśmy krajem podmokłym i właśnie nadmiar wody decyduje o naszym zacofaniu. To przekonanie, o dziwo, utrzymuje się i dzisiaj.
Działania takich instytucji jak Wody Polskie prowadzą do prostowania rzek i strumieni, by woda szybciej spływała. Osuszanie jako cel strategiczny było podzielane przez wszystkie opcje polityczne, płynnie przeszło z aparatu państwowego państw zaborczych do II RP, później do PRL i III RP. PiS z entuzjazmem chce budować zaporę w Siarzewie pod Ciechocinkiem, która jest kontynuacją rozpoczętej za Gomułki kaskadyzacji Wisły.