W prawie każdym francuskim miasteczku stoi pomnik poległych w wojnie 1914–18. Rzadziej spotyka się te z czasów II wojny. Na lokalnych cmentarzach, szczególnie na północy Francji, spoczywa czasem więcej obcokrajowców poległych za wolną Francję niż członków Resistance. Na cmentarzu w miejscowości Creil wśród alianckich żołnierzy pogrzebano dwóch polskich lotników, których nie pozwolono ekshumować w latach 50. Miejscowi stoczyli zwycięską batalię o pozostawienie mogił swoich bohaterów. Jednym z nich był Eugeniusz Horbaczewski.
Dowódca 315. dywizjonu myśliwskiego dęblińskiego wystartował na czele swej jednostki 18 sierpnia 1944 r. o 7.20 z lotniska Brenzett. Operacja Rodeo 385 miała być przeprowadzona w rejonie Le Touquet–Cormeilles–Romilly. Początek lotu przebiegał spokojnie, lecz nad niemieckim lotniskiem Beauvais, gdzie dziś znajduje się port lotniczy, nastąpiło spotkanie z grupą ok. 60 focke-wulfów 190. Wywiązała się walka, w której Horbaczewskiemu zaliczono (na podstawie meldunków jego pilotów) zestrzelenie na pewno 3 samolotów nieprzyjaciela spośród 16 zapisanych na konto dębliniaków. Nikt z pilotów nie zauważył, kiedy zniknął samolot wraz z dowódcą. Rozbił się w okolicy Velennes (departament Oise) na północny wschód od Beauvais. Jego mustang uderzył w ziemię odwrócony kabiną do dołu. Ani miejscowi, ani Niemcy nie byli w stanie wydobyć poległego. Dopiero użycie ciężkiego sprzętu amerykańskiego umożliwiło w 1947 r. podniesienie wraku samolotu i wydobycie z niego szczątków polskiego pilota.
„W każdej paczce poczty, czasami w rozmowie w pubie na urlopie, znajduje się wiadomość o kimś znanym, przyjacielu, który odszedł... »Horby« zginął we Francji, prowadząc polską eskadrę, jego mustangi uległy przewadze liczebnej. Jeśli miałbym kiedyś odejść, to byłoby dobrze, gdybym mógł odejść wraz z nim” – tak o przyjaźni z polskim dowódcą napisał nowozelandzki as James Norby King, który służył pod rozkazami Horbaczewskiego w Afryce Północnej.