Dekoracje abstrakcyjne, dużo tańca, a przede wszystkim znakomity śpiew.
W przypadku tego przedsięwzięcia, bazującego na scenariuszach serii filmów Krzysztofa Piesiewicza i Krzysztofa Kieślowskiego z lat 1989–90 pytanie brzmiało nie tylko: jak?, ale też: po co?
Mimo że niedługi – niecałe dwie godziny – sprawia wrażenie przeładowanego i przegranego.
Spójnie, z dużą dozą autorefleksji, a nawet autoparodii, ale niestety niestrawnie.
Przez potok dosłowności, pretensjonalności i nadmiaru reżyserskich pomysłów przebija się główny – dla odmiany sączony delikatnie i subtelnie rozgrywany – temat spektaklu: życie fikcją.