Miłośnikom niezbyt brutalnego metalu płyta może przynieść kilka miłych chwil.
L.A. Guns kazali swym fanom czekać aż siedem lat na nową studyjną płytę, ale ich miłośnicy nie będą zawiedzeni.
Mamy do czynienia z bardzo przyzwoitymi, oryginalnymi i zróżnicowanymi kompozycjami.
Niezbyt nowoczesne i niezbyt łatwe w odbiorze jambandowe, rockowe granie, sięgające tradycji Grateful Dead i Allman Brothers.
Muzyka jest wypadkową zainteresowań poszczególnych członków zespołu. Mamy tu więc i bluesa, i rocka, i nawet santanopodobne kołysanie.
Wszystkich nieco rozczarowanych płytą Royal Southern Brotherhood czym prędzej odsyłam do najnowszego wydawnictwa innego, też w pewnym sensie superzespołu – Tedeschi Trucks Band.
Bardzo porządna i mało nowoczesna rockowa płyta, eksponująca gitarę i wokal Walsha.
Muzyka do wielokrotnego smakowania i odkrywania piękna dźwięków jakże odległych od tego, co na listach przebojów umieszczają fabryki hitów na czasie.
Płyta Simona była w latach 80. drugim, obok działalności Petera Gabriela, wielkim impulsem do zainteresowania zachodniej publiczności muzyką świata.
Na drugim dysku znajdujemy 10 dodatkowych utworów, pośród których wyróżniają się haynesowskie wersje przebojów Sama Cooke’a.