To był jedyny opozycyjny dziennik w opanowanej przez komunistów Polsce. Źródło niefałszowanej informacji, ilustracja ideowych sporów z obozem komunistycznym, wątła otucha na niepewną przyszłość. Zblokowana lewica dysponowała 300 tytułami, „Gazeta Ludowa” była jedna. Jej tytuł z dodatkiem „pismo codzienne dla wszystkich” nie był żadną przesadą. Wydawało ją Polskie Stronnictwo Ludowe, ale czytali wszyscy. „Gazeta mocna była nie tylko siłą wyznawanej zasady: jeśli nawet nie można powiedzieć wszystkiego, to nie kłamać w tym, co się mówi, ale także poparciem bardzo szerokich kół polskiego społeczeństwa w latach 1945–1947” – to opinia Władysława Bartoszewskiego.
W moskiewskim porozumieniu, zawartym w czerwcu 1945 r. między siłami politycznymi skupionymi wokół Krajowej Rady Narodowej a PSL, znalazło się treściwe postanowienie: „Stronnictwo Ludowe otrzyma przydział papieru na publikacje partyjne. Stronnictwo będzie miało udział w Spółdzielni Wydawniczej Czytelnik”.
Długo trzeba było jednak czekać na sfinalizowanie tej umowy. Ponad pięć miesięcy. Pierwszy numer gazety ukazał się 4 listopada 1945 r. Trudności lokalowe w zniszczonej Warszawie dawały władzom wygodny pretekst, by opóźnić i utrudnić start wydawniczy dziennika. Cztery dni wcześniej zmarł Wincenty Witos, w okresie międzywojennym – premier i obrońca kraju przed najazdem bolszewickim, w 1945 r. – wiceprzewodniczący KRN i wpływowy protektor „Gazety”. Ta śmierć źle wróżyła przyszłości kraju, PSL i jego trybunie prasowej.
Kierownictwo redakcji objął prawnik z wykształcenia Zygmunt Augustyński. Już przed wojną związany z ruchem ludowym, nie tyle przynależnością partyjną, co kontaktami i znajomościami w środowisku kierowniczym ruchu.