Rakieta do startu gotowa jest...
Z dziejów polskiego programu rakietowego
Mieliśmy podobno szansę, aby przed 40 laty stać się trzecim państwem kosmicznym, po USA i ZSRR, ale zabrakło politycznej woli i pieniędzy. Polska względną samodzielność w prowadzeniu wojskowych programów badawczych uzyskała po październikowym przełomie w 1956 r., kiedy do ZSRR powrócił pełniący u nas funkcję ministra obrony marszałek Konstanty Rokossowski i z nim większość wysokich radzieckich dowódców polskiej armii. Instytut Lotnictwa na zlecenie MON zajął się także rakietami. Powstał Zakład Techniki Rakietowej, kierowany przez Justyna Sandauera, konstruktora szybowców i płatowców, później, do połowy 1968 r., dyrektora naukowego IL.
– Nazwa zakładu była zbyt oczywista i musieliśmy ją szybko zmienić na Zakład Konstrukcji Specjalnych – wspomina jego dawny szef. W ramach tajnych programów konstruowano m.in. rakietowe cele latające (do szkolenia pilotów myśliwców) i rakietowe pociski przeciwpancerne: RPP-1 i RPP-Diament. Pod koniec 1963 r. Grupa Problemowa pracująca nad Diamentem liczyła 115 specjalistów. Przewodził jej dr Stanisław Wójcicki, późniejszy profesor Politechniki Warszawskiej.
Na otarcie łez
W instytucie projektowano też pociski rakietowe klasy ziemia–ziemia o zasięgu 30 km, stąd ich nazwa ZZ-30. Pocisk miał dwukomorowy silnik i zespół czterech rakietowych silniczków, nadających mu ruch obrotowy wokół osi, co sprzyjało celności lotu. W czerwcu 1962 r. dwie pierwsze rakiety wypróbowano na poligonie drawskim. Dalsze prace przerwano.
Prof. Piotr Wolański, specjalista od konstrukcji silników rakietowych z Politechniki Warszawskiej, dziś też szef Pracowni Technologii Kosmicznych IL, wspomina, że prof.