Wiesław Władyka: – Zapowiadana na marzec książka „Złote żniwa” Jana Tomasza Grossa, tak jak dwie wcześniejsze „Strach” i „Sąsiedzi”, już stała się sensacją i powodem do gorącej wymiany argumentów, a czasami epitetów dotyczących relacji polsko-żydowskich w okresie okupacji. Panie profesorze, pan zna książkę w jej autorskiej wersji, czy zawiera ona nowe, nieznane badaczom ustalenia?
Andrzej Żbikowski: – Nie, zresztą Jan Gross podkreśla, że korzysta z wyników badań innych.
Czy ma pan jakiś zasadniczy zarzut wobec tej książki i wywodów Grossa?
Może to nie jest zarzut, raczej pewne progowe zastrzeżenie wobec sytuowania opowiadanej historii w dzisiejszym, współczesnym kontekście moralnym. Oczywiście, autor ma do tego prawo, więcej − dzięki temu zapewne mocniej poruszy czytelników, zmusi ich do przemyśleń, jednak historykowi tego robić nie wolno. Historyk powinien odtwarzać przeszłość w jej historycznym kontekście.
Dla jasności: Jan Tomasz Gross zajął się w swojej książce przede wszystkim tak zwaną trzecią fazą Holocaustu, czyli latami 1943–45, okresem, gdy już po likwidacji gett i przeprowadzeniu deportacji Żydów do obozów śmierci część z nich próbowała ratować życie, szukając pomocy wśród Polaków. Z reguły bez powodzenia, gorzej – często ginęli właśnie z rąk Polaków.
I tu Gross stawia, także w wystąpieniach publicznych, kilka przykrych, wręcz oskarżycielskich tez i wysnuwa kilka uogólnień, które wywołują gwałtowne protesty. Dla mnie – w końcu od lat zajmuję się tą tematyką – są one nadto kategoryczne. Wniosek, że polowanie na Żydów i ich grabienie to była uznana praktyka społeczna na wsi polskiej, wydaje mi się jak na razie poznawczo nieuzasadniony.