Jelenia Góra pozostała bliskim mi miastem lat chłopięcych, choć opuściłem ją ponad pół wieku temu. Toteż ilekroć w niej jestem, łapczywie przepatruję różne dawne i nowe zakątki, aby sprawdzić, co się w dawnych zmieniło, a w nowych przybyło. Z przyjemnością zauważyłem, że na wzgórzu, będącym od końca XVIII w. nowoczesnym założeniem parkowym, odnowiono postument upamiętniający burmistrza Jana Christiana Schonau i jego małżonkę, którzy park ten publiczny, ku wytchnieniu i uciesze swoich współmieszkańców, stworzyli.
Jak z zadowoleniem odnotowałem uczczenie pamięci Schonau'ów, tak ze smutkiem spostrzegłem zaniedbanie i skruszenie innego postumentu, poświęconego Stanisławowi Kulczyńskiemu (1895–1975). Stanął on zapewne w roku jego śmierci przy siedzibie ówczesnych władz wojewódzkich Stronnictwa Demokratycznego. Stronnictwo, jak wiemy z głośnych ostatnio przepychanek, istnieje nadal, a główną ostoją tego istnienia są nieruchomości, w skład nich wchodzi zapewne okazała eklektyczna willa, przy której ongiś postawiono ten postument. Nic jednak nie wskazuje na to, żeby uczcić pamięć Stanisława Kulczyńskiego ktokolwiek zamierzał. Chociaż jest to właśnie ślad tej tradycji, do której trzeba nawiązywać.
Stanisław Kulczyński nie był jakimś tuzinkowym funkcjonariuszem tzw. stronnictwa sojuszniczego, lecz osobistością wybitną, zasługującą nie tylko na dobrą pamięć, ale i żywą cześć. Świetnie zapowiadający się botanik objął Katedrę Systematyki Roślin przed trzydziestką, obrany z kolei rektorem Uniwersytetu Jana Kazimierza we Lwowie, opuścił swoje stanowisko własnowolnie w 1938 r., odrzucił bowiem decyzje władz, które, coraz bardziej uległe wobec radykalnej prawicy, wprowadzały na uczelniach segregację rasową, czyli getto ławkowe. Dymisję swoją uzasadnił w obszernym oświadczeniu, które nie było dokumentem okazjonalnym, lecz historycznym.