Jak upadał komunizm
Jak już była mowa, komuniści natychmiast [po wyborach 4 czerwca 1989 r.] zrozumieli rozmiar klęski wyborczej i od razu zaczęli analizować wariant utraty rządu na rzecz opozycji. Kiedy zaś strona solidarnościowa zaczęła myśleć o wzięciu władzy? Nie ma powodu, by nie wierzyć Jackowi Kuroniowi, gdy rok później pisał: „Zrozumiałem od razu nad ranem 5 czerwca, że dalej komuniści nie będą mogli rządzić. Nie można bowiem rządzić, kiedy jest jasne, że nie ma się społecznego poparcia, gdy brak tego poparcia został tak wyraziście zademonstrowany. Chyba że znowu będzie stan wojenny. Ale tego po Okrągłym Stole już się nie dało wprowadzić”.
Pierwszym solidarnościowym politykiem, który publicznie postawił kwestię własnego premiera, był Jarosław Kaczyński. 10 czerwca powiedział on w Elblągu, że „Solidarność ma do rozwiązania dylemat: czy ma być opozycją, czy ma wziąć odpowiedzialność za rządzenie krajem. (…) W przypadku przyjęcia wariantu współudziału w sprawowaniu władzy należy uczynić to z zagwarantowywaniem objęcia funkcji premiera”. Potem w rozmowach z liderami OKP [Obywatelski Klub Parlamentarny] pomysł zaczął lansować Kuroń, jednak bez skutku. W końcu Kuroń sprawę otwarcie postawił na posiedzeniu OKP 1 lipca. Dyskutowano o możliwości poparcia prezydenckiej kandydatury Kiszczaka i wtedy Kuroń zaproponował polityczny handel. Powiedział: „Nie jest w naszym interesie niewybranie prezydenta. (…) Dlatego nie powinniśmy głosować przeciw, tylko poprzeć takiego prezydenta, który obieca, że odda Solidarności rządy”. Pomysł Kuronia został ostro skrytykowany, poparł go jedynie Michnik.
Wtedy Michnik wpadł na pomysł, aby ideę upublicznić. Pojechał do Wałęsy i dostał jego zgodę na publikację. 3 lipca na pierwszej stronie „Gazety Wyborczej” pojawił się sławny tekst „Wasz prezydent, nasz premier”.