Pierwszego lipca 1943 r. pociąg osobowy wiozący grupę polskich uchodźców wojennych zatrzymał się na stacji kolejowej miasta Leon – oddalonego o ok. 300 km na północ od Mexico City. Na peronie, odświętnie udekorowanym kwiatami i flagami Polski i Meksyku, przybyszów oczekiwała oficjalna delegacja władz miasta na czele z burmistrzem. Orkiestra odegrała hymny narodowe obu krajów. Osłupieli Polacy płakali ze wzruszenia, słysząc znajome dźwięki Mazurka Dąbrowskiego w egzotycznym wykonaniu miejscowych muzyków.
Anna Żarnecka de Burgoa, która była wraz z rodziną w transporcie polskich uchodźców, tak wspomina ten dzień: – To było coś niesamowitego. Po dwuletniej poniewierce w sowieckich łagrach i potem pobycie w obozach w Iranie i Kalkucie po raz pierwszy od trzech lat poczuliśmy się jak ludzie. Do tej pory byliśmy niechcianymi natrętami, którzy przywożą ze sobą choroby i cierpienie. Tu powitano nas jak oczekiwanych gości i naprawdę nie da się opisać uczucia wdzięczności i zaskoczenia, jakie wtedy odczuwaliśmy.
Z Gułagu do Ameryki
Chester (Czesław) Sawko – syn pracownika służby leśnej z Kamiennego Mostu, małej wioski położonej w południowo-wschodniej części ówczesnego województwa białostockiego – wspomina noc wywózki przez NKWD jako koszmar, który na zawsze pozostał w jego pamięci. Potem był syberyjski Gułag. Po ataku Niemców na Rosję w czerwcu 1941 r. i w rezultacie układu Sikorski–Majski polskim zesłańcom zezwolono na wyjazd do Kazachstanu, gdzie formowała się armia pod dowództwem gen. Andersa. Uzbrojeni w odpowiednie zaświadczenie potwierdzające ich status „ludzi wolnych” rozpoczęli wielotygodniową podróż do Taszkientu i Buzułku.
Po opublikowaniu przez Niemców wiosną 1942 r. informacji o mordzie katyńskim nastąpiło pogorszenie stosunków między rządem gen.