Na początku XX stulecia formalnie niepodległe Maroko budziło żywe zainteresowanie mocarstw, zwłaszcza Francji i Wielkiej Brytanii. Ingerencji Francji, sąsiadującej z Marokiem poprzez Algierię, sprzyjały m.in. brak efektywnego rządu i sił zbrojnych z prawdziwego zdarzenia, napięcia etniczne, zacofanie gospodarcze. Jak opisywał to w czerwcu 1900 r. „Kuryer Poznański”: „Na północnym wybrzeżu Afryki leży państwo Maurów, które prócz wspólnej religii, ma z swą muzułmańską siostrzycą [Turcją] i to analogiczne, że przedstawia rodzaj kości, którą chętnieby pierwsze lepsze mocarstwo europejskie dawno już schwyciło, gdyby się niebało drugiego, które w głębi serca te same żywi zamiary”.
W kwietniu 1904 r. Francja i Wielka Brytania zawarły porozumienie zwane Entente cordial. Na jego podstawie Brytyjczycy uznawali specjalne interesy Francji w Maroku, a Francuzi zgodzili się na kontrolowanie Egiptu przez Zjednoczone Królestwo. Z tym paktem nie chciały się pogodzić Niemcy. W marcu 1905 r. z kilkugodzinną wizytą do Tangeru udał się cesarz Wilhelm II. Ten gest miał wesprzeć niepodległość Maroka, a nawet doprowadzić do rozpadu ententy. Według założeń inicjatora podróży, kanclerza Bernarda von Bülowa, w obliczu niemieckiej presji Brytyjczycy mieli wycofać się z ustaleń, pozostawiając Francję samą sobie.
Berlin w Afryce
Wbrew oczekiwaniom niemieckich polityków, to nie Francja, ale Niemcy znalazły się w izolacji na konferencji międzynarodowej poświęconej Maroku. Zwołano ją wiosną 1906 r. do hiszpańskiego Algeciras. Jej uczestnicy zgodzili się na przyznanie Francji w Maroku specjalnych przywilejów w dziedzinie policji i bankowości, czyniących niepodległość tego państwa iluzoryczną. Niemcy przez pewien czas zdawały się pogodzone z tym rozwojem wypadków.