Rosyjski warszawiak
Sokrates Starynkiewicz: ojciec warszawskich wodociągów
Gdy w grudniu 1875 r. pojawił się w Warszawie, przyjęto go z chłodną obojętnością. Rodowity Rosjanin, do tego w znienawidzonym generalskim mundurze – stanowczo nie była to w oczach Polaków pożądana rekomendacja. Upłynęło trochę czasu i prezydent Sokrates Starynkiewicz stał się jedną z najbardziej szanowanych i popularnych postaci w Warszawie.
Starynkiewicz traktował swój urząd jako służbę społeczeństwu. Prus w jednej z „Kronik” nazwał go człowiekiem honoru i uczciwości. I była to powszechna opinia. W ciągu 17 lat jego prezydentury Warszawa dokonała prawdziwego skoku cywilizacyjnego. Z zaniedbanego, niechlujnego miasta o przestarzałej infrastrukturze i prowincjonalnym wyglądzie przeobraziła się w nowoczesną metropolię. „Starynkiewicz – napisała historyk Anna Słoniowa – zastał Warszawę w gruncie rzeczy osiemnastowieczną, a zostawił dwudziestowieczną”.
Dżuma na ratunek
Gdy pan Ignacy Rzecki miał do załatwienia „pilne interesa” na mieście, przywoływał dorożkę. W ówczesnej Warszawie była ona podstawowym środkiem komunikacji. W tym czasie mieszkańcy Berlina i Wiednia lada moment mieli przesiąść się z tramwajów konnych do elektrycznych, a londyńczycy – jako pierwsi na świecie – już od lat jeździli metrem.
Warszawa, w której bujnie kwitło życie umysłowe, kulturalne i towarzyskie, która przyjmowała sławnych europejskich artystów, gdzie teatry były zawsze pełne, a restauracje pustoszały dopiero nad ranem, ta właśnie Warszawa, snobująca się na Paryż Północy, pod względem miejskich udogodnień, warunków sanitarnych, estetyki, ciągnęła się w ogonie Europy. Jezdnie brukowane kocimi łbami, błoto na ulicach, wieczorami egipskie ciemności. I okropne, cuchnące rynsztoki… Nieszczelnymi kanałami nieczystości odprowadzane były do Wisły i wypływały niedaleko miejsca, gdzie pobierał wodę miejski wodociąg.