Gulasz i bigos.
Bigosowym socjalizmem można nazywać ten krótki w dziejach Polski Ludowej okres względnej prosperity, kiedy ruszyła produkcja małego Fiata, wzrosła dostępność mięsa i wędlin, a strach Polaków relatywnie zmalał. Bigos przyrządza się – jak wiadomo – z kapusty, śliwek oraz resztek wędlin i mięs. To danie kraju biednego, chłopskiego, którego mieszkańcy tylko od święta mogą pozwolić sobie na wsad mięsny. Nazwa nawiązuje do gulaszowego socjalizmu, który królował w latach 60. i 70. na Węgrzech pod rządami Jánosa Kádára.
Węgierska zupa trafiła do słownika politycznego za sprawą Nikity Chruszczowa. Gdy w 1964 r. przywódca ZSRR odwiedził Węgry, właśnie gulaszowym socjalizmem nazwał specyficzny model istniejącego tam realnego socjalizmu. Najważniejszą z jego zasad było zerwanie z rewolucyjną pryncypialnością na rzecz akceptowania, a nawet wręcz propagowania społecznego konformizmu. Terror przestawał być jedyną podporą systemu w kraju, który stopniowo ewoluował w stronę paternalistycznego państwa opiekuńczego.
Zasady jego funkcjonowania nakreślił Edwardowi Gierkowi sam Kádár w maju 1971 r. Jedną z nich był przyjęty po 1956 r. zwyczaj comiesięcznych spotkań członków kierownictwa węgierskiej partii komunistycznej z załogami zakładów pracy, przedstawicielami grup zawodowych i społecznych. Wiele decyzji konsultowano w gronie ekspertów, jak również z poszczególnymi grupami społecznymi, co służyło budowaniu społecznej akceptacji systemu. Dużą wagę władze partyjne przywiązywały do działalności związków zawodowych, których podstawowym zadaniem miało być „niedopuszczenie do rodzenia się konfliktów społecznych”.
Samochody i mieszkania.
Nie ma jednak dowodów na to, by przepis na lodówkowy socjalizm – w ten sposób również bywa nazywana epoka Kádára – został po prostu importowany z Węgier.