Na imię mi Władek liczę sobie 25 latek, kobiety mówią że jestem dość przystojny tylko nieśmiały. Jestem biuralistą, maturzystą i mieszkam w Szczecinie. Która z pięknych panienek zechce nawiązać ze mną korespondencję towarzyską? A z pewnością się na mnie nie zawiedzie”. Tak reklamował się w jednej z powojennych jednodniówek młody człowiek, pragnący po latach zawieruchy znaleźć towarzyszkę na dalsze życie.
Życie we dwoje w trudnych warunkach po zakończeniu wojny było rozwiązaniem pragmatycznym. Wzmacniało poczucie bezpieczeństwa, dawało większe szanse na pokonanie wojennej traumy. Do znalezienia partnera(ki) wykorzystywano także prasę i biura matrymonialne. Klienci byli pouczani o dokładnym podawaniu adresów, rzadko zezwalano na posługiwanie się formułą poste restante (podawania tylko numeru skrytki pocztowej). W ten sposób starano się wykluczyć anonimowość i wyeliminować oszustów matrymonialnych. Biuro Pośrednictwa Towarzysko-Matrymonialnego Tamara w Szczecinie reklamowało się jednodniówką „Głos Serca”, w której oprócz ogłoszeń można było znaleźć porady dla pań, zabawne wierszyki, rysunki oraz ofertę pośrednictwa matrymonialnego. Poznańska Agencja Matrymonialna rozsyłała „Biuletyn Matrymonialny”.
Inseraty (ogłoszenia) matrymonialne pojawiły się na łamach „Kuriera Warszawskiego” w 1834 r. Pod koniec XIX w. rubryka matrymonialna stała się na tyle obszerna, że w 1888 r. wydzielono ją pod tytułem „doniesienia osobiste”. Pisarz Bolesław Prus dowodził, że za ogłoszeniami stali ludzie „moralnie zepsuci, cyniczni przedsiębiorcy, czerpiący zyski ze zorganizowanej prostytucji”. Uważał, że znalezienie tą drogą partnera życiowego wyklucza ideę szczerej i uczciwej miłości.