Mimo późniejszych napięć polska opinia publiczna w Galicji oraz węgierskie elity miały podobny stosunek do śmierci arcyksięcia Franciszka Ferdynanda, która uruchomiła zdarzenia prowadzące do wybuchu wojny ogólnoeuropejskiej. „Pijany hrabia Battyanyi zaczął rozmawiać ze swoimi ziomkami po węgiersku. Nie rozumiano ani słowa. Inni panowie milczeli, spoglądali po kolei na mówiących i czekali, bądź co bądź nieco stropieni. (…) Chwilami wybuchali wszyscy głośnym śmiechem. Pozostali byli obrażeni, nie tyle dlatego, że śmiech w tej chwili był całkiem niestosowny, ile dlatego, że nie mogli dociec jego przyczyn. (…) Benkyö, który właśnie coś mówił, przerwał i odparł: – Owszem, powiem to po niemiecku. Doszliśmy do przekonania, moi rodacy i ja, że możemy się jedynie cieszyć, jeśli ta świnia zginęła! (…) – Nie żyje ta świnia! – krzyknął po węgiersku”. Tymi słowami Józef Roth w powieści „Marsz Radetzky’ego” oddał reakcję węgierskich oficerów na wieść o śmierci arcyksięcia. Rzeczywiście, informacja o zamachu w Sarajewie wywołała w Budapeszcie ledwo skrywane zadowolenie, a nagłe odejście Franciszka Ferdynanda – uznawanego tam za głównego wroga Węgier – przyjęto jako szczęśliwe zrządzenie losu.
Franciszek Ferdynand za swego życia – mówiąc delikatnie – nie przepadał za Węgrami. Ta niechęć miała nie tyle etniczne, co polityczne podłoże. W istniejącym dualizmie austriacko-węgierskim i dominacji Węgrów w Zalitawii (potoczna nazwa węgierskiej części Austro-Węgier, od granicznej rzeki Litawy) arcyksiążę dostrzegał największe zagrożenie dla jedności i stabilności państwa, którym kiedyś miał rządzić.