Cuba, primer territorio libre en America, ciągle czeka na wolność. Na końcu hasła, powtarzanego w Hawanie jak kpina, powinien być wykrzyknik, który w hiszpańskim stawia się także na początku zdania, tylko do góry nogami. Od półwiecza Kuba ma taką właśnie wolność.
Amerykanie wydarli Kubę Hiszpanii i przez pierwsze 60 lat ubiegłego wieku rządzili tam tak, jakby byli u siebie. W 1959 r. Kubę wydarł Ameryce Fidel Castro, rozpoczynając rewolucję w 12 osób, które ocalały z wyprawy płynącym z Meksyku jachtem „Granma”. Towarzyszył mu entuzjazm większości Kubańczyków.
Pierwszym prezydentem Kuby wolnej od Hiszpanii był obywatel USA Estrada Palma. Potem Perłą Karaibów władali albo proamerykańscy dyktatorzy, jak Gerardo Machado czy Fulgencio Batista, albo amerykańscy gangsterzy, jak pochodzący z Grodna Meyer Suchowliański.
Rewolucyjny eksperyment Fidela Castro, który miał polegać na uwolnieniu Kuby od Wielkiego Brata, obserwowano z zaciekawieniem na całym świecie. Castro nie wiedział jeszcze, że zostanie komunistą, a tu na Kubę czekał już drugi Wielki Brat, La Union Sovietica. Wyspa znana z plaż i kabaretów, gigantyczna cukiernica, była zarazem szulernią z lupanarem na zapleczu. Po rewolucji straciła te funkcje i przez cały czas zimnej wojny miała odgrywać rolę pierwszorzędnego garnizonu sowieckiego ze stacją nasłuchu elektronicznego na wypadek trzeciej wojny światowej.
Departament Stanu radził uznać rząd Fidela Castro od razu i popracować nad nim cierpliwie. Ale prezydenta Eisenhowera dręczyło co innego. Rosjanie mieli już za sobą eksperyment kosmiczny z pierwszym sztucznym satelitą Ziemi.