Na nagraniu filmowym dystyngowany starszy pan dzieli się wspomnieniami z dzieciństwa. To dr inż. Jerzy Biedrzycki, rocznik 1931, którego ojciec w latach 1934–39 był inspektorem emigracyjnym w obozie w Grabówku. Opowiada o ludziach, którzy w latach 30. XX w. przyjeżdżali w to miejsce z głębi kraju. Niektórzy po raz pierwszy podróżowali pociągiem albo w Grabówku po raz pierwszy widzieli urządzenia z bieżącą wodą. Kąpiel w wannie była dla nich zabiegiem egzotycznym. Zdarzało się, że wchodzili do wanny w butach z cholewami.
Nagranie zostało zrealizowane dla Muzeum Emigracji, które 16 maja otwiera podwoje w Gdyni, w zabytkowym budynku Dworca Morskiego. Dawniej odpływały stąd transatlantyki z emigrantami, dziś przybijają wielkie zagraniczne wycieczkowce z turystami.
Zanim zbudowano Gdynię
W XIX w. Polacy najpierw emigrowali z przyczyn politycznych (upadki powstań), potem ekonomicznych. Emigracja zarobkowa przybrała na sile w latach 1880–1914, kiedy państwo polskie nie istniało. Za chlebem wyjeżdżano do bogatszych krajów Europy (na stałe lub sezonowo) oraz za Ocean Atlantycki. Ocenia się, że na emigrację zamorską w tamtym okresie zdecydowało się aż 3,5 mln mieszkańców ziem polskich (głównie do USA – 1,9 mln, ale też do Kanady, Brazylii, Argentyny, Palestyny). Wśród wychodźców 65 proc. stanowili Polacy, pozostali to Ukraińcy, Żydzi, Białorusini i inne nacje. Mieszkańcy zaboru pruskiego, nawet ci z Kaszub, wyprawiali się za Atlantyk przez Bremę i Hamburg. To tam były bazy sanitarno-noclegowe i punkty odpraw. Port w Gdańsku w transoceanicznym ruchu wtedy nie uczestniczył. Można było stąd małymi statkami dopłynąć do portów bazowych. Zabór austriacki odprawiał się z portów nad Adriatykiem (Triest i Fiume). W zaborze rosyjskim operowali głównie agenci żeglugowi niemieccy i holenderscy (porty Rotterdam i Antwerpia).