Humor towarzyszy ludziom od czasów najdawniejszych, a polityczny jest równie stary jak sama polityka. Odnaleźć go można już w dziełach wielkich starożytnych – Platona, Arystotelesa czy Sokratesa, w sztuce Arystofanesa „Lizystrata”, w utworach Horacego oraz Juventala. Satyrę polityczną znały starożytny Egipt i świat islamski. Humor rozświetlał mroki średniowiecza i głośno brzmiał za sprawą renesansowych satyryków, m.in. Giovanniego Boccaccia i Francois Rabelais’go, odnajdujemy go też w dziełach Dantego i Szekspira. W okresie oświecenia dziennikarstwo satyryczne uprawiali Jonathan Swift i Daniel Defoe.
O humorze amerykańskim można mówić od okresu kolonialnego, a przykładem jest Benjamin Franklin. Znakomitymi satyrykami w XIX-wiecznych Stanach Zjednoczonych byli Mark Twain oraz Ambrose Bierce. Wśród XX-wiecznych autorów wyróżniali się m.in. Dorothy Parker oraz Joseph Heller, autor „Paragrafu 22”, świetnej satyry na biurokrację i wojsko.
Znakomity felietonista amerykański Art Buchwald powiedział: „Dzień, w którym ludzie przestają się śmiać, oznacza początek problemu”, ponieważ humor rozładowuje napięcia. Bob Orben, wybitny humorysta amerykański, który dostarczał śmieszne teksty również prezydentom Stanów Zjednoczonych, powiedział kiedyś: „Boję się ludzi, którzy się nie śmieją... Adolf Hitler nie miał poczucia humoru”. Frederick W.H. Myers, jeden z amerykańskich pionierów badań nad psychologią humoru, pisał w 1903 r.: „Dowcipne wyjaśnienia równoważą tragedie życiowe… i umożliwiają zwycięstwa wielkim ideom. Prezydenci Stanów Zjednoczonych często uciekali się do humoru w walce o fotel prezydencki i w forsowaniu swych programów politycznych”.
„Duże poczucie humoru – mówi Meena Bose, historyk prezydentury amerykańskiej z Uniwersytetu Hofstra – niekoniecznie jest gwarantem dobrej reputacji prezydenta, ale na pewno przyczynia się do jej poprawienia.