Pierwsi twórcy szopek później mieli godnych następców – Światopełka Karpińskiego, Janusza Minkiewicza, Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego, Jerzego Paczkowskiego. Technika pisania szopek nie zmieniła się przez lata. Także drażliwość karykaturowanych wielkości. Jedynie Piłsudski, asekurowany przez Kasztankę i pułkownika Wieniawę, pozwalał na żarty z siebie. Zapraszał szopkarzy do Belwederu, zwoływał dla nich posiedzenie Rady Ministrów. Ale i on wolał doglądnąć swoją kukiełkę przed występem.
– Jak się widzi siebie wcześniej, później nie jest śmiesznie – pogonił Marszałka śpiewający jego kuplety artysta.
Kłopoty z cenzurą pod koniec rządów sanacji stały się normą. Dość powiedzieć, że nie wolno było posłużyć się nazwiskiem Göring. Należało mówić o nim Myśliwy. Lalkę Myśliwego również odpodobniono.
Wykonywane na domowych spotkaniach w dniach okupacji szopki kontynuowały tradycję rodzimej satyry. Nic więc dziwnego, że po wojnie propagandyści z inteligenckim stażem odwołali się do szopki jako jednej z metod obłaskawiania rzeczywistości, przekonywania, że Ludowa będzie nie taka straszna. W Łodzi – p.o. stolicy – zapraszano widzów do Grand Hotelu na „Szopkę Polityczną” autorstwa Jana Brzechwy i Janusza Minkiewicza z kukiełkami Jerzego Zaruby. Oczywiście mowy nie było, by pojawiły się postacie z pierwszego planu. Nawet żarcik „Nie rzucim ziemi, skąd nasz Bie-rut” został skonfiskowany. Nową władzę reprezentował szef protokołu dyplomatycznego, przefarbowany Radziwiłł. Śpiewał, że teraz z niego „Radziwiłł Obywatelu Kochanku”, bowiem on jeden wie:
„Jakie wziąć spodnie i jaką sukienkę?
Zupa szczawiowa czy dobry to ton?
Czy Rzymowskiego całuje się w rękę?