Artykuł w wersji audio
Przedstawiamy kolejny z artykułów przybliżających klimat 1957 r. – czas, gdy na rynku pojawiła się POLITYKA (poprzedni wydrukowaliśmy w nr. 3).
***
Stalinowska propaganda dbała, aby portretowane traktorzystki i murarki były starannie ufryzowane i umalowane, ale to niespecjalnie poruszało serca mężczyzn. Natomiast w 1952 r. ich tłumy szturmowały kina wyświetlające „Młodość Chopina”, nie tyle z podziwu dla kompozytora, co dla obnażonej przez królewskiego żołdaka piersi Hanny Skarżanki, grającej paryską praczkę-rewolucjonistkę.
Istotnym punktem zwrotnym w sferze obyczajów stał się warszawski Festiwal Młodzieży i Studentów w lecie 1955 r., kiedy – jak wspominał Jarosław Abramow-Newerly – „nasz pokojowy mur rozsunął się i w szparze ujrzałem inny świat”. Nie dało się również uciec od seksualności podczas dyskusji nad ustawą dopuszczającą przerywanie ciąży, uchwaloną w kwietniu 1956 r. Jednak prawdziwy przełom nastąpił dopiero w ostatnich miesiącach roku, nabierając rozpędu w następnym.
Wzorce płynęły z Zachodu. „Dziewczyny i kobiety – deklarowała jesienią 1956 r. młoda wrocławianka – czekają z biciem serca na każdy francuski film, ażeby uchwycić coś charakterystycznego z mody francuskiej. Takie nowości rozprzestrzeniają się jak błyskawica: już na drugi dzień po ukazaniu się francuskiego filmu można zauważyć nowe szczegóły w ubiorze kobiet. Nosi się wyłącznie to, co na Zachodzie jest modne; wszelkie wpływy Wschodu są w złym tonie”.
Jednak zachodnie filmy dostarczały wiedzy nie tylko o fasonach sukienek czy nowych fryzurach, ale w coraz większym stopniu także o nowych zachowaniach. Chociaż mało kto wtedy słyszał o wydanej w 1949 r. feministycznej „Drugiej płci” Simone de Beauvoir (po polsku ukazała się w 1972 r.) i dopiero zabierano się za tłumaczenie książek Sartre’a czy Camusa, to egzystencjalizm ze swoją skłonnością do indywidualizmu i hedonizmu wdarł się nad Wisłę niejako bocznymi drzwiami. Z jednej strony przez film, z trudną do przecenienia rolą Brigitte Bardot, z drugiej dzięki prekursorskiej powieści Françoise Sagan „Witaj smutku”. Książeczka, wydana w dużym nakładzie przez Iskry w końcu 1956 r., odegrała wśród polskiej młodzieży rolę formacyjną. Bohaterce, 17-letniej Cecylii, zazdroszczono mieszkania w Paryżu i wakacji na Riwierze, łatwego życia w luksusie, swobody, otwartego i bezpruderyjnego podejścia do seksu, romantycznej miłości…
O ile też partyjni animatorzy kultury byli wyraźnie zdegustowani, że „Sagankę stawia się na równi z Camusem”, to młodzież szybciej identyfikowała się z Cecylią Françoise Sagan niż bohaterkami Elizy Orzeszkowej. Jerzy Zawieyski zanotował 19 grudnia 1957 r. w dzienniku wrażenia ze spotkania autorskiego z płocką młodzieżą: „Wywiązała się dyskusja o młodych pisarzach: o Françoise Sagan, Hłasce i innych. Jeden z uczniów licealnych zabrał głos i mówił, że ci młodzi pisarze piszą prawdę, że młodzież jest właśnie taka, jak oni przedstawiają. I że o tym, co młodzież myśli i co robi, nie wiedzą ani wychowawcy, ani rodzice. Przy sposobności powiedział także, że »my nie jesteśmy takimi, co by się nadawali na bohaterów socrealizmu«”.
Sagan i Marek Hłasko rzeczywiście stali się wyrazicielami zmieniającej się obyczajowości, co dobrze ilustruje fragment opublikowanego w marcu 1957 r. przez satyryczne „Szpilki” wiersza Tadeusza Polanowskiego: „Apetyt z dnia na dzień wzmagan,/W każdym piśmie – cud-golaski,/Od zmysłów aż kipi s a g a n –/To dopiero zbytek H-łaski!”.
Inspiracją do pierwszych dwóch wersów stała się nagła eksplozja kobiecej nagości w odwilżowej prasie, sztukach pięknych, na estradzie czy w filmie (niedowiarkom można polecić łatwą do znalezienia w internecie etiudę Romana Polańskiego „Uśmiech zębiczny” z 1957 r.). Dziś wydaje się może nieagresywna, wręcz infantylna, jednak wówczas była równie symbolicznym dowodem na zerwanie ze stalinowską przeszłością, jak transmitowana w 1956 r. przez radio pasterka.
Można oczywiście dyskutować, w jakim stopniu inicjatywa leżała po stronie kobiet, w jakim zaś odpowiadała męskim potrzebom i wyobrażeniom. W każdym razie już na początku 1957 r. zalew nagości był zauważalny w takim stopniu, że łódzka „Karuzela” zamieściła następujący wierszyk: „Miss ma dwie piersi/Więc obie piersi/pcha do gazety/na pięć szpalt./Teraz pchać może,/no bo mój Boże! –/ludzie pościli tyle lat.//Miss ma… szczegóły/więc te szczegóły/pcha do gazety/w łamy trzy./Redaktor woła:/za mało goła,/więcej golizny/dajcie mi!”.
Ikoną seksu stały się jednak nie tyle polskie miss (o których dalej), ile wspomniana Brigitte Bardot, której styl ubierania i uczesania naśladowała olbrzymia część młodych Polek. Francuską aktorkę rozpropagowały nie tylko filmy, ale i prasa. W takim stopniu, że na początku 1957 r. ironizowano w radiu: „Jeżeli można by zrozumieć związek między reformami październikowymi a na przykład zwiększającą się liczbą rozmaitych ogłoszeń handlowych, które wskazują na pewne odrodzenie się potępianej dotąd w czambuł tak zwanej inicjatywy prywatnej, to już zupełnie nie widać związku między październikiem a stałym serwisem zdjęć bezgranicznie, choć za każdym razem inaczej, rozebranej aktorki francuskiej Bardot. Najpierw tego rodzaju stały serwis wprowadził popularny krakowski »Przekrój«, teraz spieszy katowicka »Panorama«. Konkurencja na tym polu doprowadza do znakomitych wyników, byle tylko B. Bardot zdążyła się rozbierać”.
Zależności między ukazującymi się w prasie „rozebranymi” fotkami a Październikiem były jednak oczywiste. Odreagowanie szczęśliwie minionych purytańskich czasów było tylko jednym czynnikiem, doskonale współgrającym z marketingową-reklamową rolą kobiecej nagości, która w nowej rzeczywistości, zarówno politycznej, jak społecznej i ekonomicznej, świetnie się sprzedawała. Tym bardziej że instytucjom kultury radykalnie obcięto finansowanie, co zmuszało do myślenia w kategoriach nie tylko komercjalizacji, ale wręcz komercji. Po mniej lub bardziej odważne odniesienia seksualne sięgały więc wszelkie pisma niemające szans utrzymania się z dotacji, mogące zaś liczyć na męskich czytelników – od „Nowej Wsi” po powstałą w 1957 r. „Panoramę Północy”.
O ile jednak prasa raczej nie schodziła poniżej pewnego poziomu, o tyle zwłaszcza na estradach nie brakowało schlebiającej niezbyt wyrafinowanym gustom szmiry. Mimo powszechnych narzekań władz, że „w kulturze toczy się dość ostra walka między ideologią marksistowską a burżuazyjną”, skala przyzwolenia na tę drugą była stosunkowo szeroka. Poza wszystkim bowiem – stanowiła przeciwwagę dla rozlewającej się fali „religianctwa”. Władzy łatwiej było przyzwolić na „Pannę rekrutem” czy „Swatkę” niż na „Żywot św. Genowefy”. Tym bardziej że olbrzymie profity ciągnęły z takiej działalności również instytucje mało na co dzień kojarzone z rozrywką, jak np. Liga Przyjaciół Żołnierza, Towarzystwo Przyjaźni Polsko-Radzieckiej, Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich, „Express Wieczorny”, „Chłopska Droga” czy toto-lotek, a powszechne przy takich imprezach połączenie seksu z polityką gwarantowało sukces finansowy.
O zapotrzebowaniu na „burżuazyjne” przeżycia świadczy niezwykła kariera, jaką od jesieni 1956 r. zaczął robić striptiz, wtedy jeszcze artykułowany w niespolszczonej formie strip-tease. Pierwszym jego wyraźniejszym śladem jest wierszyk zamieszczony w połowie października 1956 r. w „Szpilkach”, szybko reagujących na nowinki obyczajowe: „Prasa nam Zachód dziś przybliża,/Co krok reportaż masz z Paryża./W nocnej życia analizie/Autor wspomina o strip-teas’ie”.
O ile w październiku 1956 r. redakcja zaopatrzyła na wszelki wypadek strip-tease objaśnieniem, że jest to „atrakcja nocnych lokali: tancerki rozbierają się stopniowo na oczach publiczności”, o tyle już na początku 1957 r. stanowił – na równi z Brigitte Bardot – ikonę obyczajowości nowych czasów. Spopularyzowany przez prasę, plotkę i kabarety oddziaływał na wyobraźnię w stopniu odwrotnie proporcjonalnym do liczby tych, którzy mogli się pochwalić obserwacją uczestniczącą. Striptiz stał się również jednym z częściej wykorzystywanych tematów dla karykaturzystów czy felietonistów.
Aż dwa rozbierane spektakle prezentowała w 1957 r. krakowska Piwnica pod Baranami. „Wykonywałam, wstyd się przyznać, striptiz i ja – wspominała Joanna Olczak-Ronikier. – Był to striptiz polityczny. Obwieszona byłam (na ubraniu) napisami »Węgiel, zboże, wolność osobista«, które zdejmował ze mnie żołnierz radziecki”. Furorę zrobił wykonywany przez Barbarę Nawratowicz „striptiz holenderski”, polegający na rozbieraniu roweru. Mimo to był „numerem niezwykle erotycznym. Niby to za pomocą klucza francuskiego i obcęgów rozmontowywała na części stary, przedpotopowy grat, ale towarzyszyły temu gesty tak obiecujące, w słowach: Opona! Oto ona! – wrzał taki żar zmysłów, że panowie tracili głowy i zaczynali sobie wyobrażać Bóg wie co”.
Dalej poszedł warszawski kabaret Stodoła, mieszczący się – co należy potraktować jako chichot przeszłości – w dawnej stołówce budowniczych Pałacu Kultury i Nauki. W skład prezentowanego od maja 1957 r. programu „W tym szaleństwie jest metoda” wchodził prawdziwy striptiz, wykonywany przez modelkę z Akademii Sztuk Pięknych. Chociaż Krzysztof Teodor Toeplitz komentował w „Nowej Kulturze”, że „wielkie mi hallo, że jakaś dziewczyna rozebrała się w Stodole. Jakby się to mało polskich dziewuch po stodołach rozbierało”, to nie ulega wątpliwości, że odsłaniane publicznie kobiece piersi i pośladki stanowiły w większym stopniu symbol pożegnania stalinowskiej przeszłości niż jakiekolwiek deklaracje polityków.
Łatwiej dostępnym substytutem dla tego typu przeżyć, doświadczanych przez nielicznych i najprawdopodobniej wyłącznie w większych miastach, były konkursy piękności. Ich fala zaczęła się przelewać przez Polskę od jesieni 1956 r., docierając w roku następnym do szczebla powiatu i kumulując się w postaci wyborów Miss Polonia. Wytłumaczenie tego zjawiska nie jest bynajmniej proste i jednoznaczne. Wybory najpiękniejszych nie były bowiem powszechnym i ugruntowanym elementem pamięci zbiorowej Polaków. Ostatnie odbyły się w 1930 r. we Lwowie, następne zorganizowano w 1932 r. w Paryżu, później zaś sporadycznie przez Polonię francuską, na podstawie przysyłanych z Polski zdjęć. Bezpośrednio po wojnie, mimo względnego liberalizmu w kulturze, także popularnej, nie było specjalnego nastroju do organizowania takich imprez, stalinizm zaś w ogóle je wykluczył jako skrajny przykład burżuazyjnej kultury masowej, do tego uwłaczający godności kobiety. Poluzowanie więzów socjalistycznej moralności i jednoczesne uchylanie granicznych furtek, również medialnych, przyczyniło się do renesansu i tego zaułka popkultury. Nie powinno też dziwić, że inicjatywa wyszła od młodzieży, najlepiej orientującej się w kulturze popularnej Zachodu i do niej aspirującej. Pierwszy ogólnokrajowy powojenny konkurs piękności towarzyszył wydarzeniu równie pionierskiemu – I Ogólnopolskiemu Festiwalowi Muzyki Jazzowej w Sopocie w sierpniu 1956 r.
Bariera została przełamana i z organizacją kolejnych imprez nie było większych problemów, przynajmniej ze strony czynników oficjalnych. Otwarte pozostaje pytanie – dlaczego? Odwilżowy chaos i osłabienie władzy nie tłumaczy bowiem wszystkiego. Brak jakiejkolwiek opinii negatywnej ze strony organów odpowiedzialnych za kulturę pozwala przypuszczać, że konkursy piękności traktowano jako rozrywkę stosunkowo bezpieczną, kanalizującą nastroje społeczne i realizującą najbardziej skrywane potrzeby niemałej części obywateli. Nie bez znaczenia była zapewne zarówno nikła szansa na akceptację ze strony Kościoła, jak i fakt swoistego integrowania i animowania lokalnych społeczności. Wybory były organizowane również na głębokich peryferiach, wśród inicjatorów zaś znajdowały się zazwyczaj lokalne dzienniki, a na widowniach nie brakowało przedstawicieli miejscowych elit. Były to również imprezy niezwykle dochodowe.
Choć nieraz krytykowano urodę kandydatek i tryb wyłaniania finalistek, lokalne gazety inicjujące tego typu wydarzenia zazwyczaj podchodziły do nich afirmacyjnie, co zresztą także prowokowało ironiczne uwagi pism centralnych. Felietonista „Szpilek” pastwił się nad zorganizowanymi przez „Życie Lubelskie” wyborami najpiękniejszych mieszkanek województwa, podczas których potrafiono „rozbudzić zdrowy entuzjazm mas i przyciągnąć do kampanii wyborczej jak najszersze warstwy społeczeństwa lubelskiego”, dzięki czemu udało się wybrać miss Białej Podlaskiej, Puław, Biłgoraja, Zamościa, Krasnegostawu, Hrubieszowa, Chełma, Świdnika, o Lublinie już nie wspominając. „Umasowienie konkursów piękności – konkludował felietonista – to dowód umiejętnego łączenia troski o czytelnika z istotą Wielkiego Przełomu. Słusznie! Do mas trzeba zawsze podchodzić z hasłami wyrażającymi ich aspiracje i marzenia, tak jak to właśnie czynią organizatorzy konkursów piękności”. Również redakcja „Nowej Wsi” rozpisała własny konkurs, w którym o tytuł najpiękniejszej czytelniczki tygodnika walczyło 2 tys. kandydatek.
W 1957 r. wybory regionalne przeprowadzono na Wybrzeżu, Śląsku, w Wielkopolsce, Warszawie, Bydgoszczy, Szczecinie, Białymstoku, Rzeszowie i Lublinie. Finalistki poszczególnych konkursów mogły wziąć udział w dość spontanicznie zorganizowanym przez „Dziennik Bałtycki” i „Express Wieczorny” pierwszych powojennych wyborach Miss Polonia, w hali Stoczni Gdańskiej, 3–4 sierpnia 1957 r. Zwyciężyła 21-letnia Alicja Bobrowska, studentka Akademii Teatralnej w Krakowie. Nagrodą było sześciotygodniowe tournée po Kanadzie i USA z teatrem Wagabunda, zaś w następnym roku prawo do reprezentowania Polski w konkursie Miss Universe, notabene z umiarkowanym, ale jednak sukcesem.
Po zakończonych niemałym skandalem wyborach Miss Polonia w 1958 r., kiedy chaos organizacji zbiegł się z oskarżeniami o „ustawienie” konkursu, na równo ćwierćwiecze zaprzestano ich organizacji. Aż do końca lat 60. z rzadka wspominano również o striptizie. Ale rewolucja obyczajowa stała się już faktem i niezależnie od (drobno)mieszczańskiej kontrrewolucji, która od przełomu lat 1957/58 próbowała zepchnąć kobiety do ról gospodyń i matek, definitywnie pożegnano propagowane przez stalinizm wzorce obyczajowe.
***
Autor jest profesorem w Instytucie Historycznym Uniwersytetu Warszawskiego. W tekście wykorzystał fragmenty książki „Rewolucja międzypaździernikowa. Polska 1956–1957”, która w czerwcu ukaże się nakładem wydawnictwa Znak.