Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Historia

Dwie lipy i studnia zostały po człowieku

Wspomnienia wysiedlonych w akcji Wisła

Irena Maruszeczko przy domu dziadka w Tyrawie Wołoskiej, lata 60. Irena Maruszeczko przy domu dziadka w Tyrawie Wołoskiej, lata 60. Stanisław Ciok / Polityka
70 lat temu wypędzeni z domów w ramach akcji Wisła jechali pociągami nie wiadomo dokąd. Niosło się po wagonach: wiozą nas nad morze potopić.
Dziadek Ireny Maruszeczko w mundurze armii austriackiej podczas I wojny światowejStanisław Ciok/Polityka Dziadek Ireny Maruszeczko w mundurze armii austriackiej podczas I wojny światowej

Miron z Wojtkówki, ur. 1934 r. Z polskim wojskiem wydawało im się, że żyją dobrze. Był we wsi posterunek ochrony pogranicza. Wśród żołnierzy wesoły chłopak, jeździł na nartach z dzieciakami. Jasna Choinka! – tak przeklinał, więc tak też go przezywali. Nagle, w wiosenny dzień przed obiadem, wojsko zabrało z domu bohatera ofensywy radzieckiej przeciw Japonii. Po obiedzie przyszło po ojca Mirona. Wzięli go od siania owsa, bez wyjaśniania. Sąsiad miał rozkaz wywieźć go wozem. Ojciec jechał tak od 1947 do 2002 r., kiedy wyszło na jaw, co polskie wojsko mu zrobiło. Wraca to nocami – ojciec stoi na wozie sąsiada i patrzy na Wojtkówkę.

Kilka nocy później rozdzwoniły się garnki w chałupie. Wyszli zobaczyć, a to szło wojsko wysiedlać – już wszystkich.

Zenon z Woli Wołoskiej, ur. 1939 r. W kwietniu, w poniedziałek rano, paśli z babcią krowy za wsią. Chłopaczek się rozejrzał i mówi: las się rusza. Wokoło cisza, ptaki śpiewają: ty chyba masz gorączkę. Wtedy las przyszedł do wsi – kilkudziesięciu polskich żołnierzy przybranych w gałęzie. Dali dwie godziny na spakowanie. Rozpacz niesamowita, płacz ludzi i zwierząt poniósł się w góry. Zenek z siostrą i rodzicami stali przytuleni kilkanaście minut. Wreszcie ojciec zadecydował: nie ma co stać.

Chałupę mieli nową – odbudowaną z pożaru. Niecały rok wcześniej, w greckokatolickie święto Piotra i Pawła, dzień zaczął się im od płaczu krów. Ludzie szykowali się do cerkwi i myśleli, dlaczego ten płacz? A to szło do nich polskie wojsko palić wieś. Za to, że miał w Woli Wołoskiej podziemne miasto oddział porucznika UPA Mychajło Dudy, zwanego Hromenką. Pod ziemią kwatery, szpital i magazyn. Polski ogień szedł górą, dachami. Andrusieczko, on jeden ocalił swoją kolorową chałupę.

Polityka 17/18.2017 (3108) z dnia 25.04.2017; Historia; s. 164
Oryginalny tytuł tekstu: "Dwie lipy i studnia zostały po człowieku"
Reklama