Początek wojny – mówił Churchill – to wejście po omacku do ciemnego pokoju. Ale wyjście z ciemności to dla oka najpierw oślepiający blask, a dopiero potem porządkowanie rzeczywistości. I tak też było w listopadzie 1918 r. Za koniec I wojny światowej przyjmuje się dzień 11 listopada, gdy w Compiègne czterej niemieccy emisariusze oraz marszałek Francji i trzej brytyjscy wyżsi oficerowie podpisali warunki zawieszenia broni na froncie zachodnim. Ale to data umowna, bo wojna toczyła się nadal, tyle że w liczbie mnogiej, jako „wojny Pigmejów” – znowu Churchill. W czasie trwającej rok paryskiej konferencji pokojowej, jeszcze wiosną 1919 r., naliczono 21 wojen granicznych między nowo powstałymi państwami. A gdyby dodać wojny domowe – wynik rewolucyjnych przewrotów – to ich liczba byłaby jeszcze większa.
Bolesne narodziny nowej Europy rozpoczęły się na długo przed militarną zapaścią Niemiec na froncie zachodnim późnym latem 1918 r. – jeszcze na fali niemieckich triumfów na froncie wschodnim po wybuchu obu rosyjskich rewolucji w 1917 r. Tamten rok był wprawdzie mniej krwawy niż 1916 r. – z „maszynką do mielenia kości” pod Verdun, bitwą nad Sommą, ofensywą Brusiłowa we wschodniej Galicji i tureckim ludobójstwem na Ormianach – ale już otworzył furtkę do dzielenia starych i tworzenia nowych państw. Początkowo na terenach, skąd Niemcy wyparli armie rosyjskie. Po „akcie dwóch cesarzy” (Wilhelma I i Franciszka Józefa) zapowiadającym w listopadzie 1916 r. utworzenie Królestwa Polskiego, a zwłaszcza po ogłoszeniu niepodległości przez Finlandię w grudniu 1917 r., jasne było, że każde z dotychczasowych wielonarodowych imperiów, które przegra wojnę, może mieć do czynienia z secesją.
A nawet Wielka Brytania.