W odezwie wydanej w 1936 r. przez krakowskie Stronnictwo Narodowe (SN) pisano m.in.: „Chwila jest bowiem wielka! Z dnia na dzień rośnie potęga Stronnictwa Narodowego, Stronnictwa chłopów i robotników polskich, które na swoim sztandarze wypisało walkę o gospodarczą niezależność Polaków, walkę z kapitalizmem żydowskim, walkę o zwrócenie narodowi polskiemu milijona [sic!] warsztatów handlowych, rzemieślniczych i przemysłowych, stanowiących dziś fundament potęgi żydowskiej, a mogących dostarczyć pracy i chleba tym wszystkim Polakom, którzy dziś ich nie mają… Żydostwo jest zagrożone! Zwycięski pochód idei narodowej grozi mu jutro zagładą, żydostwo więc mobilizuje wszystkich swoich pachołków dla obrony uprzywilejowanego stanowiska…”.
Od 1934 r. rosło zaniepokojenie władz działalnością SN w powiecie krakowskim, zwłaszcza rozszerzającą się propagandą antysemicką. W czerwcu 1935 r. prezesem powiatowego zarządu SN został Adam Doboszyński – 32-letni inżynier, wcześniej działający w ugrupowaniu Obóz Wielkiej Polski oraz autor książki „Gospodarka narodowa”. Policja była dobrze poinformowana o jego działalności, nawet sugerowano umieszczenie Doboszyńskiego w Berezie Kartuskiej.
Kiełbasa, tytoń i naboje
Doboszyński polecił przy każdym kole SN w powiecie utworzyć straż ochronną – formalnie miała ochraniać zebrania przed komunistami. Jednak komunistów na terenie powiatu nie było wielu, nie organizowano też żadnych napadów na narodowców. Drużyny ochronne faktycznie stały się bojówkami paramilitarnymi. To właśnie ich członkowie wzięli udział w tzw. marszu na Myślenice.
Akcję Doboszyński chciał rozciągnąć w czasie i terenie, tak aby na jak najdłużej skupić uwagę społeczeństwa, pociągnąć je do dalszych tego typu działań.