Papież i husaria wyklęta biją bolszewika
Co znajdziemy w najnowszych podręcznikach do historii? Manipulację faktami
Artykuł w wersji audio
Reforma programów szkolnych w duchu PiS weszła w życie. Z historią jest niedobrze – rodzicom dbającym o rzetelną edukację historyczną dzieci polecałbym zorganizowanie domowych kompletów.
Przeczytałem trzy podręczniki do czwartej klasy szkoły podstawowej: Tomasza Małkowskiego (Gdańskie Wydawnictwo Oświatowe); Wojciecha Kalwata i Małgorzaty Lis (WSiP); Bogumiły Olszewskiej, Wiesławy Surdyk-Fertsch oraz Grzegorza Wojciechowskiego (Nowa Era). Historia zaczyna się w czwartej klasie jako osobny przedmiot. Wybrałem tę klasę, ponieważ w propagandzie adresowanej do najmłodszych dzieci najłatwiej pokazać przesłanie polityczne władzy.
Po pierwsze: program jest przeładowany. Czwartoklasista (dziecko 10-letnie) przechodzi cały kurs historii Polski. Zaczyna się od bardzo abstrakcyjnych tematów: „co to jest historia” oraz „jak poznać przeszłość”. Trudne, zwłaszcza że sami historycy spierają się o to, czym jest historia i czy przeszłość w ogóle da się poznać, a jeśli tak, to w jaki sposób.
Potem przez chrzest Polski, Chrobrego, unię polsko-litewską, bitwę pod Wiedniem, kolejne powstania – dochodzimy do Solidarności oraz papieża Polaka. Oto droga, którą przemierza historia naszego kraju: od chrztu do papieża, poprzez bitwy i masakry.
Solidarności – dziesięciomilionowemu ruchowi, który zmienił historię naszego kraju – poświęcono tyle samo miejsca co papieżowi.
Po drugie: program w 80 proc. dotyczy wojen, powstań i władców. Uczeń dowie się też co nieco o kulturze (Akademia Krakowska), nauce (Maria Curie-Skłodowska). O gospodarce mowy praktycznie nie ma – „osiągnięcia” Polski międzywojennej to jedyny moment, w którym staje się ona samodzielnym tematem. Mamy za to dużo o religii: jest ona wielokrotnie ważniejsza niż gospodarka, jeśli można oceniać to ilością miejsca w podręczniku.
Czym więc zajmowali się przodkowie? Zapytany o to czwartoklasista odpowie zapewne, że wojną i modlitwą. W przerwach między jednym i drugim mieszkali w pałacach i dworach.
O tym, że 90 proc. populacji Polski przez 90 proc. jej dziejów było chłopami utrzymującymi się z pracy na roli, czwartoklasista raczej się nie dowie, a jeśli się dowie, to nie zapamięta, bowiem rozlicza się go z wiedzy o wojnach i powstaniach oraz o bohaterach – należących wyłącznie do społecznej elity.
Kult niezłomnych
Nie dowie się także – bo są o tym zaledwie wzmianki – że Polska aż do 1939 r. była zawsze państwem wielonarodowym. Osobnym tematem są Krzyżacy, ale nie jest nim Holokaust – chociaż to jedno z nielicznych wydarzeń ważnych dla historii całej ludzkości (a być może naprawdę jedyne), które miało miejsce na naszych ziemiach.
Podręczniki budują kult „wyklętych”, przy okazji zniekształcając przeszłość. Zacytujmy:
„Większość Polaków nie chciała, by Polską rządzili komuniści. Niektóre oddziały dawnej AK walczyły z nową władzą. Ludzi tych nazywamy żołnierzami niezłomnymi albo wyklętymi” (Małkowski, s. 146).
Nieprawda: nie tylko oddziały dawnej AK – rozwiązanej, przypomnijmy, przez dowództwo 19 stycznia 1945 r. – walczyły z władzą. Walczyły oddziały wielu ugrupowań politycznych, w tym zwłaszcza skrajnej prawicy. To jednak drobiazg. Nazwa „niezłomni” i „wyklęci” to nazwa wartościująca, ze słownika polityki historycznej PiS. Historycy z prawdziwego zdarzenia używają terminu opisowego: prof. Rafał Wnuk mówi o „podziemiu niepodległościowym”.
Prawdziwa manipulacja polega tu jednak na sprowadzeniu oporu przeciwko komunizmowi do walki zbrojnej. W jednym z podręczników wśród trzech najważniejszych świąt narodowych obok Święta Niepodległości i Konstytucji 3 maja jest Dzień Żołnierzy Wyklętych. Tymczasem głównym i najgroźniejszym dla komunistów przeciwnikiem – bo kilka tysięcy partyzantów władzy obalić nie mogło – był PSL Stanisława Mikołajczyka, który mógł pokonać ich w wyborach. Komuniści musieli je sfałszować. Główny nurt oporu przeciw władzy miał charakter polityczny, a nie zbrojny! („Walki z sowietami nie chcemy prowadzić” – pisał w rozkazie z 19 stycznia 1945 r. o rozwiązaniu AK gen. Leopold Okulicki, zachęcając do politycznego oporu).
W PRL jak w Korei
Historia komunizmu jest w podręcznikach wyłącznie historią brutalnych represji – od mordowania „wyklętych” po stan wojenny. PRL przedstawiana jest wyłącznie jako totalitarny reżim, bezwzględnie i często (to słowo pojawia się często) mordujący swoich przeciwników. Gdyby podmienić nazwy, dokładnie w ten sam sposób można byłoby opisać Koreę Północną. Autorzy podkreślają nędzę, braki w sklepach, kolejki, drożyznę. Oto cytat: (Kalwat i Lis, s. 164):
„Dodatkowo – przede wszystkim w wielkich zakładach przemysłowych – panowały bardzo ciężkie warunki pracy, a zatrudnieni tam robotnicy otrzymywali niskie wynagrodzenia. Na domiar złego rządzący co jakiś czas drastycznie podnosili ceny”.
Tak, warunki pracy w zakładach często były złe, a płace niskie. Tak, rządzący co jakiś czas drastycznie podnosili ceny. Uczeń nie dowie się jednak nic o warunkach pracy w Polsce międzywojennej – gdzie warunki pracy w fabrykach były równie złe albo gorsze, a zarobki realne niższe niż przed 1914 r. Przez okres PRL poziom życia i dochody jednak rosły, chociaż wolniej niż na Zachodzie. Były powody – poza nostalgią wobec młodości – dla których miliony Polaków w sondażach po 1989 r. odpowiadały, że za PRL żyło im się lepiej. Napisałem dawno temu doktorat o strajkach w okresie „S”, opierając się m.in. na rozmowach z robotnikami. Narzekali na złe traktowanie i niskie płace w PRL, ale sytuacja życiowa wielu z nich w 2004 r., kiedy zbierałem te wywiady, była gorsza niż za komunizmu.
Zabieg autorski polega w tym cytacie z podręcznika na selekcji faktów i jednostronnym opisie wypranym ze wszelkich niuansów i kontekstu. Nikt nie będzie bronił PRL, ale przedstawianie jej jako totalitarnego reżimu na miarę Chin Mao Zedonga jest zafałszowaniem historii. W II RP również zamykano opozycję do więzień, wsadzano ludzi do Berezy bez wyroku sądowego i strzelano do protestujących robotników – i to wiele razy. Tego jednak uczeń się z podręcznika nie dowie. Dowie się tylko, że wybudowano wówczas port w Gdyni, co było wielkim osiągnięciem.
Jeszcze jeden cytat o PRL (Kalwat i Lis, s. 164):
„Partia komunistyczna nadzorowała działanie wszystkich organów państwowych i życie społeczeństwa. Władza kontrolowała treści pojawiające się w prasie, książkach, radiu czy telewizji. Sama za ich pośrednictwem przekazywała często nieprawdziwe informacje, podkreślała swą nieomylność oraz wychwalała sojusz łączący Polskę ze Związkiem Sowieckim”.
Znów: tak, partia kontrolowała działanie organów państwowych. Była cenzura. Polacy mieli jednak także nietrywialny zakres wolności. PRL była czasem rozkwitu polskiej sztuki, kultury i literatury: Wajda i Kieślowski kręcili w PRL filmy, Andrzejewski i Szymborska pisali swoje dzieła. Tak, działo się to bardzo często wbrew władzy – ale się działo. Nie mówiąc o odbudowie kraju ze zniszczeń wojennych i powojennej industrializacji, urbanizacji i awansie społecznym związanym z przejściem ze wsi do miasta. W podręczniku PRL jest jednolicie czarną, tragiczną epoką ucisku, w której nie wydarzyło się nic dobrego. Nawet 10-latkom nie warto aż tak upraszczać.
Lolek wyzwala z okowów
Z mroków PRL wyzwolił Polaków papież. Rozdziały poświęcone papieżowi i Kościołowi w PRL stanowią we wszystkich trzech podręcznikach kuriozum. Przede wszystkim ze względu na swoją objętość i ekspozycję w treści: czwartoklasista dowie się więcej o Karolu Wojtyle niż o jakiejkolwiek innej postaci z historii Polski, włącznie z tym, że nazywano go „Lolkiem”. Ale także ze względu na stopień zmanipulowania wiedzy o przeszłości.
Zacytujmy (Kalwat i Lis, s. 170):
„Wielu księży zostało osadzonych w więzieniach i zamordowanych. Nie zezwalano także na budowę nowych kościołów, a religię jako przedmiot nauczania usunięto ze szkół”.
Gdyby ktoś z państwa zapomniał, jak było, to przypomnę: władze komunistyczne w pierwszym okresie po wojnie rzeczywiście więziły niektórych księży. Rzeczywiście nie zezwalały na budowę kościołów – w pewnych okresach! – a religię wyrzucono ze szkół. Tyle że Kościół w PRL po okresie prześladowań bił rekordy liczby powołań kapłańskich i wybudowano setki nowych kościołów. Religię ze szkół usunięto ostatecznie dopiero w 1961 r. Miliony polskich dzieci (z niżej podpisanym włącznie) chodziły jednak na religię uczoną w salach katechetycznych i nikt im nie przeszkadzał. Manipulacja autorów polega na tym, że informację o realnych prześladowaniach – tak, one faktycznie były – rozciągają na cały okres PRL.
Historia Polski w ogóle zresztą w podręcznikach jest obszarem boskich interwencji (takich jak „Cud nad Wisłą”). My, Polacy, bronimy całej Europy przed bolszewizmem w 1920 r. i obalamy go potem w darze dla całego świata. Zacytujmy (Olszewska i in., s. 120):
„Zwycięska Bitwa Warszawska ocaliła nie tylko państwo polskie. Gdyby Polacy nie zatrzymali bolszewików pod Warszawą, ich armia miałaby możliwość podbicia innych krajów i narzucenia im komunizmu”.
Można w tym miejscu w części autorów tego podręcznika usprawiedliwić: to samo powtarzają dziś prezydent Duda (z okazji 15 sierpnia) i inni politycy rządzącej partii. Prawda historyczna jest jednak bardziej skomplikowana. Na zachód od nas stały znacznie potężniejsze armie od polskiej. Powstania komunistyczne w Niemczech i na Węgrzech były już latem 1920 r. stłumione, a europejska opinia publiczna doskonale wiedziała o barbarzyńskich metodach sprawowania władzy przez bolszewików oraz ich okrucieństwie. Historycy zachodni, dodajmy, nie są wcale w większości przekonani, że Polacy pod Warszawą uratowali Zachód. Uratowali Polskę przed komunizmem – to dużo (i to wystarczy, aby świętować).
Wróćmy jednak do zabiegu autorów podręcznika: wątpliwą ocenę podają oni uczniom jako fakt historyczny, zinterpretowany w religijno-nacjonalistycznym duchu. Poniżej reprodukują przy tym obraz Jerzego Kossaka „Cud nad Wisłą”, straszliwy kicz, na którym Matka Boska w promieniach światła płynącego z chmur i z pomocą zastępów anielskich pozwala Polakom pokonać czerwone azjatyckie hordy.
Wałęsa? Kto to?
W jednym z trzech podręczników, które przeczytałem – wydawnictwa Nowa Era – widać wyraźnie także wysiłek zmarginalizowania postaci Lecha Wałęsy. We wszystkich obok Wałęsy pojawia się Anna Walentynowicz – co może stwarzać wrażenie, że była osobą o równym Wałęsie statusie (nie była). W rozdziale „Solidarność i jej bohaterowie” (s. 146) uczeń ogląda infografikę, na której obok siebie umieszczono zdjęcia Walentynowicz, Wałęsy i Andrzeja Gwiazdy. O Wałęsie czyta:
„Lech Wałęsa podpisał w imieniu strajkujących porozumienia z władzami komunistycznymi. Kilka miesięcy później został przewodniczącym »S«. […] Stał się symbolem pokojowej walki o prawa zwykłych obywateli”.
To jest oczywiście prawda, ale nigdzie z tego podręcznika uczeń się nie dowie, że to Wałęsa był niekwestionowanym przywódcą zarówno strajku w Stoczni Gdańskiej, jak i całej Solidarności, a potem został demokratycznie wybranym prezydentem wolnej Rzeczpospolitej. Szczęśliwie ta informacja znalazła się w dwóch pozostałych podręcznikach.
To tylko wybrane przykłady – z bardzo wielu. Jak widać, autorzy i autorki podręczników nie kłamią wprost, ale bardzo jednoznacznie zniekształcają przeszłość. Robią to przede wszystkim, wyrywając fakty z kontekstu, przemilczając inne i podnosząc prawdziwe wydarzenia – takie jak mordowanie księży w PRL – do rangi zasady, jak gdyby morderstwa na księżach opisywały całokształt stosunków władzy z Kościołem. Efektem jest wizja XX w., w której nieskalany naród polski walczy ze złym komunizmem o niepodległość pod przewodnictwem Kościoła. Nic więcej tam nie ma. Jest to wizja rodem z bogoojczyźnianych książeczek dla dzieci, które pisywał dzisiejszy prezes IPN dr Jarosław Szarek zanim został prezesem i które stanowią główną część jego dorobku. Husaria wyklęta pod dowództwem Jana Pawła II szarżuje na bezbożnych komunistów: oto streszczenie tej historii, której prawdziwym celem oczywiście jest wychowanie kolejnych pokoleń wyborców katolicko-narodowej prawicy. Kiedy PiS odejdzie, jednym z pierwszych zadań dla nowej, demokratycznej władzy będzie odwyk od tej propagandy i przywrócenie przeszłości prawdziwych proporcji.
***
Autor jest historykiem i socjologiem, profesorem na Uniwersytecie SWPS w Warszawie, dziennikarzem portalu OKO.press.