Hollywoodzki obraz 11 listopada pewnie byłby dobitny. Warszawskie urwisy rozbrajają wystraszonych Niemców. Na dworzec wjeżdża parowóz dziejów. Z salonki wysiada Józef Piłsudski, przypominający Ryszarda Filipskiego przy szabli. Tłum wiwatuje. Po czym jedni chcą ruszać na odsiecz Lwowa, drudzy do walki o Poznań, jeszcze inni wołają, by nie zapominać o Wilnie, do którego zbliżają się bolszewicy…
Zapiski aktorów wydarzeń listopada 1918 r. są o wiele bardziej skomplikowane. A rozważania historyków badających tamtą epokę z dzisiejszej perspektywy wielowarstwowe i złożone. Dowodem dwie właśnie wydane książki: „Moja polska misja. Z Dziennika 1918” Harry’ego Kesslera, który wywoził Piłsudskiego z Magdeburga, po czym przez niespełna miesiąc był pierwszym ambasadorem Niemiec w Polsce, oraz drugi tom „Naszej wojny” Włodzimierza Borodzieja i Macieja Górnego – wielkiej panoramy ówczesnych wstrząsów w naszej części Europy.
Hrabia Kessler to nie byle jaki świadek. Wychowany we Francji i Anglii obieżyświat, w czasie I wojny niemiecki oficer, potem dyplomata, socjalista i pacyfista. Jego prowadzony przez 57 lat dziennik (1880–1937) to kopalnia wiedzy o wydarzeniach i ludziach – od Bismarcka, poprzez Muncha, van Gogha, po Einsteina i Piłsudskiego.
Prekursor pojednania
Wydany właśnie po polsku fragment – „Moja polska misja. Z Dziennika 1918” – to 150 stron interesujących obserwacji i charakterystyk ówczesnych niemieckich i polskich polityków oraz równoległych opisów rewolucyjnego wrzenia w Niemczech po abdykacji Wilhelma II i rozhuśtanych nastrojów w Warszawie.
Dziś Kesslera można uznać za prekursora dobrosąsiedzkich stosunków polsko-niemieckich, które nie byłyby jedynie wypadkową chwilowej konstelacji geopolitycznej, lecz wynikałyby z rzeczywistej woli przyjaznego ułożenia wzajemnych relacji.