Od lata do jesieni 1944 r. 1. Dywizja Pancerna gen. Stanisława Maczka szarżowała przez Francję, Belgię i Holandię w pogoni za cofającymi się Niemcami. „Szarża” skończyła się 9 listopada 1944 r. zdobyciem zamienionego w twierdzę brabanckiego miasteczka Moerdijk. Po tym sukcesie dywizja skierowana została do obrony nad rzeką Mozą, gdzie pozostawała do 7 kwietnia następnego roku. Na ogół pisze się, że ten okres maczkowcy spędzili na nudnej służbie patrolowej. Nic bardziej mylnego…
Polskie czołgi stanęły pod osłoną drzew wiejskich ogrodów. Jak okiem sięgnąć rozciągała się biała, zmarznięta płaszczyzna przecięta rozlewiskiem Mozy. Gdzieniegdzie stały biedne i zniszczone wsie ze smutnymi mieszkańcami, którzy wieczorami czytali Biblię i śpiewali psalmy. Jak wspominał ppłk Stanisław Koszutski, dowódca 2. Pułku Pancernego: „Nikt tu się nie śmieje i nikt nie cieszy się z wyzwolenia. W izbach jest zimno, biednie i głodno. Na pastwiskach trupy postrzelanego bydła i widmo skradającego się rzeczywistego głodu. Ci ludzie patrzą w twarz wojnie bez złudzeń. My nie jesteśmy ich przyjaciółmi. (…) Z wolnością przyszły pożary ich domów, zniszczenie dobytku i strach. W ich otoczeniu czujemy się intruzami”. W takiej scenerii miał rozegrać się jeden z największych dramatów elitarnej jednostki I Korpusu Polskiego.
W lutym 1945 r. dotarła do pancerniaków wieść mrożąca bardziej niż holenderska zima: Jałta! Na wiadomość o oddaniu Polski Stalinowi zmuszeni zostali „popatrzeć w twarz wojny bez złudzeń”. Koszutski zanotował: „Jałta przyszła nad Mozę (…) jak koszmarny sen, w który nie chciało się wierzyć (…). Odpychając brutalną rzeczywistość, czekało się na jakieś zaprzeczenie, wyjaśnienie czy reakcję.