Wędkowanie, karty i napięte nerwy. Codzienność największego protestu w PRL
W sierpniu 1980 r. w dwóch najsilniejszych ośrodkach strajkowych – w województwach gdańskim i szczecińskim – strajkowała blisko połowa wszystkich zatrudnionych. Przy tak masowej skali znaczenie miała organizacja protestów. Gdyby jej zabrakło, historia mogłaby potoczyć się zupełnie inaczej.
„Początkowo – wspominał po latach o Sierpniu ′80 gdański stoczniowiec Klaus Bartel – strajk ten był bardzo dziwny. Strajkujący przemieszczali się pojedynczo lub w grupkach pomiędzy placem pod dyrekcją a halami produkcyjnymi, bez ładu i składu. Zadziwiająca była bierność dyrekcji i kierownictwa zakładu, ale również brak organizacji wśród strajkujących”. Według Bartla, gdyby w pierwszych godzinach strajku spadł deszcz, protest mógłby się załamać. Lato 1980 w istocie nie należało do najpiękniejszych, jednak opisana sytuacja szybko ulegała zmianie.
Czytaj też: Porozumienia sierpniowe. Dlaczego szczecińscy stoczniowcy byli pierwsi
Strajkowy ceremoniał
Przełomowe znaczenie miało utworzenie międzyzakładowych komitetów strajkowych (MKS). W Gdańsku na czele z Lechem Wałęsą z siedzibą w Stoczni Gdańskiej im. Lenina, w Szczecinie z przewodniczącym Marianem Jurczykiem w Stoczni Szczecińskiej im. Adolfa Warskiego. MKS-y przejęły odpowiedzialność za strajkujące zakłady, ale i za wiele codziennych spraw.