Na początku 1930 r. Policja Państwowa zatrzymała Stanisława Cichockiego, lat 40, zamieszkałego na stałe w Warszawie, kamienicznika i współwłaściciela kabaretu Czarny Kot. Nie o aferę obyczajową z „gerlsami” jednak chodziło, lecz o napad na bank, z perspektywą łupu w wysokości 5 mln dol.
Stanisław Cichocki, dystyngowany, elokwentny, dobrze wychowany i ubrany jegomość, był szerzej znanym pod pseudonimem Szpicbródka królem polskich, dodajmy – jednych z najlepszych w swoim fachu na świecie – kasiarzy.
Cichocki został zatrzymany w Warszawie, w domu przy ul. Pańskiej 66, gdzie policjanci z brygady kradzieżowej poszukiwali sprawców zuchwałego napadu na salon jubilerski przy Nowym Świecie. Tymczasem zamiast zwykłych złodziei w ręce funkcjonariuszy wpadli znani rozpruwacze kas pancernych. Przy jednym z nich znaleziono plany rozmieszczenia urządzeń alarmowych w niezidentyfikowanym na razie budynku oraz rachunek za nabicie butli tlenowych i acetylenowych. Sprawa stała się oczywista. Co więcej, rewizja Cichockiego ujawniła ukrywaną przez niego tajemniczą blaszkę o skomplikowanym kształcie.
Lipkarze i inne specjalizacje
Królem kasiarzy (czy kasaorów, jak częściej się wówczas mówiło) Cichockiego nazywała nie tylko prasa. Również zhierarchizowane środowisko bandyckie jednogłośnie uznawało kasiarzy za arystokrację zawodu. Bandytyzm na ziemiach polskich, szczególnie w Królestwie Kongresowym, rozplenił się w XIX w. do nieznanych wcześniej rozmiarów. Wiąże się to zapewne ze zmianami społecznymi, napływem do miast ludności wiejskiej i jakością kadr urzędniczych, wysyłanych z Rosji nad Wisłę jak na zesłanie. Carska policja, przekupna i nieudolna, działała podobnie jak reszta administracji – zainteresowana najbardziej wykrywaniem spisków politycznych, wykorzystywała pospolitych przestępców i chroniła ich, w zamian za, jakbyśmy to dziś nazwali, pracę agenturalną.