Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Historia

Hiszpanka po stu latach. Czy czegoś nas nauczyła?

Hiszpanka. Szpital dla chorych w Kansas (USA) Hiszpanka. Szpital dla chorych w Kansas (USA) Mary Evans / Forum
Do lat 90. społecznymi, kulturowymi i ekonomicznymi skutkami epidemii hiszpanki niespecjalnie się zajmowano i nie analizowano ich. To fenomen zbiorowej świadomości.

Wiosną 1918 r. w kilku miejscach na świecie zauważono szybko rozszerzającą się epidemię nowego typu grypy z rozwijającym się niemal natychmiast zapaleniem płuc. Chorzy sinieli, dostawali krwotoku z ust i uszu, dusili się własną krwią i umierali w ciągu doby od wystąpienia pierwszych objawów. Choroba najpierw dziesiątkowała Wielką Brytanię i USA. W kwietniu i maju praktycznie zamarło życie w północno-wschodnich stanach, najbardziej dotknięte były Boston i Filadelfia. W Anglii Manchester, ale i w Londynie umierało po 100–200 osób dziennie.

W sierpniu wydawało się, że epidemia traci impet, ale we wrześniu uderzyła z jeszcze większą siłą. Nie było skutecznej terapii, więc szpitale stawały się ogniskami zarazy. Pacjentów było tak wielu, że kwarantanna traciła już sens. Choroba wygasała od wiosny 1919, ale nowe zachorowania zdarzały się nawet do końca 1920 r.

Czytaj też: Hiszpanka niczym jeździec apokalipsy

Więcej ludzi zmarło na grypę niż na froncie

Najlepiej opisano przebieg hiszpanki w USA. Lokalne władze i społeczności reagowały na nowe doświadczenie w rozmaity sposób. Na jednym biegunie jest Filadelfia, która – w nieświadomości zagrożenia – zorganizowała 28 września 1918 r. paradę na głównej ulicy, promującą wykupowanie IV serii obligacji wojennych rządu, zwanych „Pożyczką Wolności”. Kosztowało to życie 15 tys. ludzi, a ogółem na grypę zachorowało ponad 200 tys. Na drugim biegunie były małe miasta, szpitale czy kampusy, które odgradzały się płotami, zasiekami i strażami od otoczenia – wirus tam nie dotarł.

Ocenia się, że wirusem zakaziło się około jednej trzeciej ziemskiej populacji, czyli ponad 500 mln ludzi. Epidemia rozchodziła się w trzech falach z kilkutygodniowymi przerwami. Najsilniejsza była fala druga między czerwcem a listopadem 1918 r. Nie wiadomo dokładnie, ilu zmarło ludzi. Przyjmuje się, że 50–60 mln, a według niektórych szacunków nawet 100 mln. Tymczasem w pierwszej wojnie światowej zginęło 17 mln, w drugiej – ok. 55 mln. Amerykanie liczą, że więcej ich żołnierzy zmarło na grypę niż w walkach.

Czytaj też: Zawiła droga do wynalezienia szczepionki na grypę

Grabarze i stolarze zaciągnięci do wojska

Nazwa „hiszpanka” to pewna ironia historii. Cenzura w USA, Wielkiej Brytanii i Francji starała się ograniczać informacje o chorobie. Za to dziennikarze z nieuczestniczącej w wojnie Hiszpanii chcieli oddać jak najlepiej grozę sytuacji – i byli najbardziej przekonujący. W pierwszych tygodniach prasa brytyjska i francuska informowała o infekcji pod nieco zakamuflowanym tytułem: „wieści z Hiszpanii”. Tak zostało i przeszło do historii.

Nie wiadomo dokładnie, kiedy i gdzie „hiszpanka” pojawiła się po raz pierwszy, dziś uważa się, że w Chinach. Być może wirus został przywleczony przez 150 tys. Chińczyków, których w 1917 r. ściągnięto statkami do pracy do Kanady i USA, a stamtąd przez Atlantyk do Francji. Dwa pierwsze opisane przypadki infekcji odnotowano w obozie rekrutów w Funston w Kansas (100 tys. osób ściśniętych w barakach na pustkowiu), gdzie żołnierze szkolili się przed wyjazdem na front, i w szpitalu wojskowym we francuskim Étaples (65 tys. rannych i chorych w miasteczku namiotowym).

Przypadek z 4 marca 1918 r. w Kansas jest najlepiej opisany, bo prowadzono solidną dokumentację medyczną. Niektórzy historycy wskazują tymczasem na ognisko w wiedeńskim szpitalu na przełomie 1916 i 1917 r., inni – na Lipsk lub Królewiec. Część uważa, że „rosyjski katar” z lat 1889–1993, który zabił milion ludzi, wywołał ten sam wirus (notabene niemieccy lekarze opisali przypadek infekcji w obozie jenieckim w Czersku koło Warszawy w 1918 r.). Epidemiolodzy do dziś analizują historię statku „Leviathan”, który 7 października przywiózł do portu Brest we Francji 9 tys. żołnierzy amerykańskich. W trakcie ośmiodniowego rejsu zmarło stu z nich, a po dobiciu na ląd co najmniej 2 tys. nie trafiło na front, ale do szpitali, gdzie szybko zmarli. Pozostali rozwozili wirusa po kraju, a później dzięki wynalazkowi kolei żelaznych – po całej Europie Zachodniej. Jesienią 1918 r. wojsko w USA zatrudniało stolarzy (do zbijania trumien) i grabarzy (służby komunalne nie nadążały z pochówkami).

Czytaj też: Wirusy, przybysze z międzyświatów

Zmarły w co drugiej chałupie

Ludzie umierali masowo: z ran, chorób i niedożywienia. Społeczeństwa były wojną i śmiercią tak już zmęczone i przerażone, że władze wszędzie przycichły. O dziwnej epidemii uznano, że najlepiej nic nie pisać, a na terenach okupowanych i w pobliżu frontu w zasadzie w ogóle nie prowadzono statystyk (np. na ziemiach polskich). Jeden z dowódców armii niemieckiej gen. Erich Ludendorff wspominał, że Niemcy przygotowali latem 1918 r. wielką ofensywę, ale nie byli w stanie zdobyć Paryża z powodu epidemii, która wyłączyła z szeregów znaczną część żołnierzy. Francuskie władze o epidemii mówiły dopiero jesienią 1918 r., uznając, że radosnej i podniosłej atmosfery końca wojny i odzyskania pokoju nie należy psuć widmem nowej katastrofy. Na ziemiach polskich grypa zabrała dziesiątki tysięcy ludzkich istnień. W wielu wsiach zmarł ktoś w co drugiej chałupie. Znamy relacje ze sparaliżowanego Lwowa i Krakowa. Bardzo szybko zmarłych wrzucono do jednego worka: „zginęli/zmarli podczas Wielkiej Wojny”.

Co się działo w Azji i Afryce Środkowej, tego nawet nie wiemy. Dość powiedzieć, że historycy spierają się o liczbę ofiar w Indiach. Szacunki wahają się od 2 do... 20 mln ludzi (najczęściej mówi się o 17 mln). Być może to, co się tam działo, było najważniejszym aspektem pandemii 1918, ale nie przechowało się w zbiorowej pamięci.

Czytaj też: Tajemnice epidemii grypy w Polsce w 1971 r.

Jak się zrodził wirus nazizmu

Dziwić się można, że „hiszpanka” zostawiła tak mały ślad w pamięci. Jeszcze do niedawna, przed koronawirusem, można było napotkać określenie „zapomniana epidemia”. „Encyclopedia Britannica” przygotowała w 1925 r. listę „najważniejszych wydarzeń pierwszego ćwierćwiecza XX w.” – pandemia na nią nie trafiła. Zainteresowanie bronią biologiczną w latach 50. i 60., spowodowane zimną wojną, też nie odwoływało się do doświadczeń z 1918 r.

Znany w latach 70. w świecie anglosaskim prof. Alfred Crosby, próbujący wyjaśniać historię poprzez kwestie środowiska i zdrowia, przywołał hiszpankę w książce „Epidemia i pokój” (1976). Postawił tezę, że przez chorobę prezydenta Woodrowa Wilsona Francuzi wywalczyli „absurdalnie” wysokie reparacje od Niemców, co przyczyniło się do zrodzenia nazizmu i drugiej wojny światowej! Książka wzbudziła zainteresowanie, ale potraktowano ja jako kolejną publikację ekscentryka.

Przez wiele lat kwestia genezy i zasięgu „hiszpańskiej grypy” nie była dokładnie rozpoznana. Problemy gospodarcze, jakie spowodował ubytek pracowników i rozerwanie łańcucha dostaw – ocenia się, że światowy dochód narodowy w wyniku „hiszpanki” obniżył się o 5–6 proc. – zostały w powszechnej świadomości traktowane jako skutek wojny.

Najpierw malaria, potem grypa

Symptomatyczne, że kiedy w 1946 r. USA jako pierwsze zaczęły budować system ochrony przed epidemiami, nosił on oficjalną nazwę „walki z malarią”. Groźba grypy nie była na pierwszym miejscu. A wirusologia rozwijała się szybko w okresie międzywojennym. W 1930 r. udało się zidentyfikować wirusa grypy, a w 1933 wyodrębnić go z organizmu człowieka. Ustalenie w 1997 r. budowy genetycznej zarazka z 1918 było osiągnięciem, ale nie wpisywało się w żaden większy plan. W archiwach wojskowych odnaleziono kilka wycinków tkanek żołnierzy zmarłych podczas epidemii 1918. Dokładniejszej analizie poddano wycinek od 21-letniego szeregowca Roscoe Vaughna. Zmarł po sześciu dniach choroby, a próbkę pobrano już w pięć godzin po śmierci. Wyodrębniono z niej materiał genetyczny.

W tym samym roku inny zespół patologów otworzył jeden z leżących na obszarze wiecznej zmarzliny cmentarzy na Alasce – w wiosce, gdzie w 1918 r. zmarły 72 osoby spośród 80 mieszkańców. Znaleziono m.in. zamarznięte ciało ok. 25-letniej kobiety, której płuca zachowały się w dobrym stanie. Pieczołowicie je wypreparowano i przewieziono na badania. Zmarłą nazwano „Lucy” i jako taka funkcjonuje w literaturze. Wirus był taki sam jak ten u Voughna. Tak zidentyfikowano genotyp zarazka, który był sprawcą hiszpanki.

Czytaj też: Śmiertelne żniwo koronawirusa

Sztuczny wirus, realny lęk

Generalnie do lat 90. społecznymi, kulturowymi i ekonomicznymi skutkami epidemii specjalnie się nie zajmowano i ich nie analizowano. To fenomen zbiorowej świadomości. Wspominany już prof. Crosby opublikował w 2003 r. książkę „Zapomniana pandemia Ameryki. Grypa w 1918”, którą można traktować za miarodajne podsumowanie studiów nad hiszpanką z perspektywy USA. Autor stwierdza: „Epidemia grypy w 1918 r. była krótkotrwałym epizodem i nie odbiła się w trwały sposób na społeczeństwie, ale na jego konkretnych cząstkach – indywidualnych ludziach”.

Wzmożone zainteresowanie wirusologią notujemy po 2000 r. w związku z kolejnymi epidemiami. Uruchomienie kilku dużych programów badawczych, zainicjowanych przez rządy, szybko przyniosło efekty. W październiku 2005 r. prawie równocześnie w dwu laboratoriach – w Wisconsin-Madison w USA i w Rotterdamie w Holandii – odtworzono sztucznie wirusa z 1918 r. Można na tej podstawie wyprodukować szczepionkę. Hiszpanka jest zjawiskiem historycznym, ale fakt, że da się wirus odtworzyć i ma on potencjał śmiercionośny, wzbudził wiele kontrowersji i protestów w środowisku naukowym. Rząd USA w 2014 r. ogłosił moratorium na ten typ badań. Zostało częściowo odwieszone w 2019 r.

Czytaj też: Jak śledzić pandemię i nie panikować

Epidemiologiczny stan świata

W 1952 r. Światowa Organizacja Zdrowia stworzyła Globalny System Nadzoru i Reakcji na Grypę (GISRS) ze 143 tzw. narodowymi ośrodkami w 114 krajach. Kluczowe jest Centrum Kontroli Chorób i Prewencji, znane jako CDC w Atlancie (Georgia, USA). W 2010 r. opracowano tu Kwestionariusz Badań Wirusów, który pozwala ujednolicić badania nad wirusami grypy.

Od 2004 r. wszystkich członków ONZ obowiązuje zasada powiadamiania CDC w ciągu 24 godzin o wybuchu epidemii grypy na swoim terytorium. Co pięć lat, począwszy od 2009 r., publikowane są raporty o stanie epidemiologicznym świata. Po analizie sezonu 2009, kiedy na wytworzenie szczepionki potrzeba było 26 tygodni, WHO postawiła przed naukowcami zadanie, aby proces trwał nie dłużej niż 12 tygodni. Cel nie został jeszcze osiągnięty. Ostatni raport CDC z 2016 r. oceniał, że jedna trzecia państw nie spełnia norm sprzętowych, proceduralnych i nie ma zapasów sanitarnych do zwalczania epidemii grypy. Wśród nich są także USA.

Czytaj też: Jak ospa sterroryzowała Wrocław w 1963 r.

Dobro ludzkości zwycięży?

W związku z epidemią koronawirusa w styczniu 2020 r. wznowiono intensywne prace badawcze. Kilkadziesiąt laboratoriów na świecie pracuje w tej chwili – bez cienia przesady – dniem i nocą, by stworzyć szczepionkę i/lub odpowiednie leki. Oczywiście moralne wątpliwości i groźby nadużyć pozostają aktualne. Należy jednak wierzyć, że dobro ludzkości będzie podstawową wartością zespołów i ich politycznych kierowników.

Czytaj też: Badania nad szczepionką nabierają tempa

Eksperci oceniają, że szczytowa faza pandemii będzie trwać ok. 40–45 dni, a doświadczenie uczy, że na samoistne osłabienie wirusa potrzeba zwykle koło ośmiu miesięcy. Ostatnie przypadki mogą się zdarzać jeszcze w dwa lata po wybuchu Covid-19. Coraz więcej mówi się też o społeczno-ekonomicznych konsekwencjach wirusa, powstają modele sytuacji postepidemicznej. Niestety mamy do czynienia z sytuacją bezprecedensową. Ani hiszpanka 1918 (gigantyczna liczba zmarłych), ani Wielki Kryzys Ekonomiczny 1929 (nadprodukcja, bańka nadmiernych inwestycji i kredytów) nie jest dobrym punktem odniesienia z powodu występujących dziś odmiennych czynników. Swoją rolę odgrywa czas.

Czytaj też: Czy będziemy mądrzy po koronawirusie?

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Czy człowiek mordujący psa zasługuje na karę śmierci? Daniela zabili, ciało zostawili w lesie

Justyna długo nie przyznawała się do winy. W swoim świecie sama była sądem, we własnym przekonaniu wymierzyła sprawiedliwą sprawiedliwość – życie za życie.

Marcin Kołodziejczyk
13.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną