Wizja „drugiej Polski”, jaką roztoczył Edward Gierek, pierwszy sekretarz Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, była odpowiedzią na protest urodzonego już po wojnie młodego pokolenia na siermiężny socjalizm Władysława Gomułki. Uwzględniała konsumpcyjne aspiracje Polaków, nie ograniczając jednak wielkich inwestycji w przemysł ciężki. Z kosztami się nie liczono, zachodnie rządy i banki chętnie udzieliły kredytów. Skończyło się bankructwem państwa.
Ekipa Gierka, który doszedł do władzy w grudniu 1970 r., sprawiała wrażenie nieco bardziej otwartych na świat technokratów, dość dobrze przygotowanych do rządzenia krajem – taką opinię wyrażali zarówno doradca prezydenta USA Zbigniew Brzeziński, jak i kanclerz RFN Helmut Schmidt, który miał nawet wyobrażać sobie Gierka jako menedżera wielkiego przedsiębiorstwa niemieckiego klasy Kruppa czy Daimler-Benz. Polscy historycy po latach wyrażają zdanie skrajnie odmienne. Marcin Zaremba z UW uważa, że była to ekipa gorzej wykształcona niż jej poprzednicy i następcy, pozbawiona osobowości, mierna. W której fakt, że ktoś był „nasz”, liczył się o wiele bardziej niż kompetencje. W potocznej opinii już wtedy mówiono „mierni, ale wierni”.
Odnosiło się to nie tylko do najbliższego otoczenia pierwszego sekretarza PZPR i nie tylko do dekady Gierka. Tzw. nomenklatura była istotnym elementem ustroju. O tym, czy ktoś obejmie stanowisko, decydowała partia. Im wyższe – tym na wyższych partyjnych szczeblach zapadała decyzja. W każdym ówczesnym zakładzie pracy była obecna Podstawowa Organizacja Partyjna (POP), która oceniała, czy kandydat jest wystarczająco zaangażowany w realizację programu partii, kompetencje były mniej ważne. Dla bezpartyjnych stanowiska kierownicze były przeważnie niedostępne.