W styczniu 1492 r., po dziesięciu latach ciężkiej wojny, królewski duet „monarchów katolickich” – Fryderyk Aragoński i Izabela Kastylijska – pokonał wreszcie emirat Grenady, kończąc trwającą 700 lat rekonkwistę. Nie wdając się w rozważania, czy było to słuszne, czy niesłuszne, odnotujmy tylko często pomijany fakt, że wojnę tę w jakimś samobójczym odruchu rozpoczęli muzułmanie. Wygnani z Grenady wojowniczy Maurowie, którzy przenosili się do Maghrebu, powzięli pomstę – zaczęli organizować pirackie rajdy, początkowo niezbyt groźne dla hiszpańskiego królestwa, ale dolegliwe dla mieszkańców. Aby się przed nimi zabezpieczyć, postanowiono w bardziej strategicznych punktach afrykańskiego wybrzeża wznieść forty (presidio), kontrolujące ruch w portach, odgrywających również rolę baz dla pirackich okrętów.
Zbyt ambitne plany szybko zweryfikowała ekonomia – utrzymywanie dużych odizolowanych twierdz było za drogie i trudne. Skończyło się więc, w większości wypadków, na małych garnizonach, liczących zwykle 200–300 żołnierzy wspartych artylerią, z pomocą której mogli nie tylko zatapiać niepożądane jednostki, ale też w razie potrzeby bombardować miasta. Pierwsze presidio wzniesiono w Melilli w 1497 r., do 1510 wybudowano kolejnych siedem – od Maroka aż po dzisiejszą Libię.
Czytaj też: Ludzie-żaby i podwodne świnie
Pirackie rządy
Rzecz jasna, miejscowym władcom sytuacja ta nie mogła się podobać, jednak militarna przewaga Hiszpanów udaremniała wszelkie próby usunięcia wrogich garnizonów.