Dekada lat 60. skończyła się – jak to określił Leszek Kołakowski – „niewiarą w obietnice”. Rok 1969 przyniósł suszę, zima okazała się wyjątkowa surowa, w rolniczych punktach skupu hulał wiatr, w sklepach trudno było cokolwiek dostać. Dlatego najpopularniejszym imieniem kobiecym w 1970 r. miała być Iza, bo:
I za kawą
I za masłem
I za mięsem
I za czekoladą
I za wszystkim trzeba stać…
Co się teraz pali?
Kto wymyślał peerelowskie dowcipy, pozostaje zagadką. Niektóre miały brodę, powstały jeszcze w okresie międzywojennym, a przerobione bawiły na nowo. Część pochodziła zza wschodniej granicy – popularnością cieszyły się zwłaszcza pytania do Radia Erewań. Np. to z końca 1971 r.:
Pytacie, towarzyszu, co by było, gdyby Lee Oswald nie zastrzelił Kennedy’ego, tylko Chruszczowa? Odpowiadamy: Jedno jest pewne. Onassis nie ożeniłby się z Chruszczową.
Krajowe dowcipy puszczały w eter „wrogie stacje”. W tym same o sobie:
– Opłatę za radio w 1971 r. Polacy będą uiszczać w dolarach…
– ?
– Każdy słucha Wolnej Europy.
Część dowcipów powstawała w środowiskach kabaretowych i mimo cenzury przedostawała się do opinii publicznej nieoficjalnymi kanałami. Rozsadnikiem zła były również „towarzystwa kawiarniane”. Do swojego stolika w warszawskiej kawiarni Czytelnika przy ul. Wiejskiej Gustaw Holoubek z Tadeuszem Konwickim nie dopuszczali nudziarzy. Trzeba było się wkupić, opowiadając żart. W produkcji dowcipów wysoką normę wyrabiał również Kraków. Wiele z nich w swoim dzienniku odnotował Tadeusz Kwiatkowski, scenarzysta i satyryk. W paryskiej „Kulturze” Zofia Hertz prowadziła rubrykę „Humor krajowy”.