Cała afera zaczęła się 18 maja 1904 r., kiedy duża grupa marokańskich jeźdźców napadła na letni dom zamożnego, starszego dżentelmena Iona Perdikarisa. Uważany za obywatela amerykańskiego, mieszkał w Tangerze wraz z żoną (którą w atmosferze skandalu odbił innemu mężczyźnie) i dziećmi. Był majętny dzięki odziedziczonym pieniądzom, uchodził za playboya i artystę, choć jego próby malarskie i literackie nie wzbudzały zachwytu, odnosił za to sukcesy jako filantrop i podpora małej, ale wpływowej zagranicznej społeczności w Maroku. Kiedy usłyszał, że został porwany przez Raisuniego, naczelnika plemienia Jebala, zapewne ścierpła mu skóra. Ten wódz, partyzant, bandyta, pirat, kidnaper, potomek proroka, osobisty przeciwnik sułtana Abdelaziza (władcy Maroka) oraz paszy Tangeru znany był ze swego okrucieństwa i dzikości.
Czytaj też: Zadziwiające dzieje Ceuty
Raisuniemu nie chodziło jednak o pieniądze. Ten kaid (wódz) prowadził wojnę z sułtanem Maroka. Powody miał rozmaite. Po pierwsze, walczył w obronie swego plemienia, zamieszkującego góry Rif, prześladowanego przez władze centralne. Po drugie, zwalczał Abdelaziza, zwolennika zachodniej modernizacji, czyli pozwolenia, by w kraju panoszyli się europejscy, szczególnie francuscy dyplomaci, ściągania podatków, prób odebrania władzy takim wodzom jak Raisuni. Do tego jeszcze ubierał się w stylu zachodnim i kolekcjonował rowery, co również nie przysparzało mu popularności. Po trzecie wreszcie, Raisuni nienawidził się, z wzajemnością, z paszą Tangeru, zresztą swoim przyrodnim bratem, który podstępnie go uwięził, dosłownie przykuwając do ściany lochu na cztery lata.