Metoda pewnego szaleństwa
Bolszewicy bali się Polski Piłsudskiego. Friszke dla „Polityki”: Była groźniejsza, niż się nam dziś wydaje
MARCIN ZAREMBA: – Wszystko zaczęło się od zamachu majowego?
ANDRZEJ FRISZKE: – Ściślej rzecz biorąc, od listu, który Feliks Dzierżyński, szef OGPU (radzieckiej policji politycznej), napisał do swojego zastępcy Henryka Jagody pod koniec czerwca 1926 r.: „Przewrót Piłsudskiego, obecnie jest to dla mnie oczywiste, jest wyrazem nacjonalistycznych sił w Polsce skierowanych przeciwko »Rosji«, tj. nam, całkowicie wspierany przez Anglię. Dlatego powinniśmy wszystkie swoje siły skierować na przygotowania do obrony. Obiektami przejęcia przez Polaków będą Białoruś i Ukraina – Mińsk i Kijów jako ich stolice”.
Jagoda to późniejszy organizator Wielkiej Czystki. Skąd ten strach przed „pańską Polską”?
Elity bolszewickie dobrze zapamiętały klęskę w wojnie z Polską 1920 r. Postrzegały nasz kraj jako wroga znacznie groźniejszego, niż nam się to dziś wydaje. Wroga, który może oddziaływać na Białorusinów i Ukraińców i który chce wyrwać oba te kraje spod dominacji Moskwy. Piłsudskiemu pamiętano porozumienie z przywódcą ukraińskim Symonem Petlurą. I gdy w wyniku zamachu majowego Naczelnik wrócił do władzy, uznano, że zrobił to, by po raz drugi wybrać się na Kijów. Koncepcję prometejską – jednoczenia pod polskim przywództwem narodów na wschodzie – potraktowano na Kremlu jako realne zagrożenie. Ponadto aż do czasu dojścia Adolfa Hitlera do władzy w radzieckich gremiach decyzyjnych dominowało przekonanie, że Polska jest kluczowym ogniwem spodziewanej interwencji kapitalistycznego Zachodu przeciw ZSRR. A problem białoruski czy ukraiński stanowił klucz w kwestii powodzenia – lub nie – takiej interwencji. Zarazem oczekiwano w Polsce rewolucji, jej częścią byłyby wystąpienia chłopów, zwłaszcza na Kresach Wschodnich.