Pała, gaz i wąskie drzwi
Pała, gaz i wąskie drzwi. Tak się w Polsce siedziało. Lata 80. były jak średniowiecze
PAWEŁ RESZKA: – Jak się siedziało w końcówce lat 80.?
JAROSŁAW CHADAŚ: – Tłok, np. w areszcie śledczym w Międzyrzeczu „wypełnienie roczne” wynosiło 170 proc. Fatalne jedzenie. W wielu celach w kącie stały „bomby”, czyli wiadra, do których osadzeni się wypróżniali. Sienniki zamiast łóżek. W końcówce lat 80. w wielu więzieniach warunki były średniowieczne.
Tłok taki, że co jakiś czas ogłaszano amnestie.
Przeważnie z okazji okrągłej rocznicy istnienia Polski Ludowej. Czasem wypuszczano tak wielu skazanych, że musiano nawet zamykać niektóre zakłady karne, ale potem cele znów się zapełniały. W 1989 r. przypadała 45. rocznica PRL, ale jak się okazało, decydująca dla amnestii była nowa sytuacja polityczna.
W pierwszych protestach chodziło o sprawy bytowe.
Tak, zaczęły się jeszcze pod koniec 1988 r. Panowało przekonanie, że „złodzieje” nudzą się w kryminale, ale zdecydowana większość z nich ciężko pracowała przez sześć dni w tygodniu. Recydywiści dostawali tylko ułamek najniższej pensji (20–30 proc.). Pozostała część szła na Skarb Państwa. Więźniowie domagali się podwyżek, remontu toalet, dostarczania maślanki albo mięty, bo w halach produkcyjnych panowało gorąco.
Po obradach Okrągłego Stołu osadzeni coraz chętniej powoływali komitety strajkowe, pisali petycje. Wzorowali się na Solidarności?
Zdecydowanie tak. Ludzie „S” zaś wizytowali zakłady karne. Podsuwali pomysły, w jaki sposób rozmawiać i jakich argumentów używać. Więźniowie tworzyli komitety protestacyjne. Ich przedstawiciele mogli nosić cywilne ubrania, na ramionach biało-czerwone opaski z logo Solidarności, a także mieli pewne przywileje.