Giuseppe w Europie
Giuseppe, towarzysz Garibaldiego. Mateusz Mazzini opowiada o rodzie Mazzinich
AGNIESZKA KRZEMIŃSKA: Czy czujesz się bardziej Polakiem czy Włochem?
MATEUSZ MAZZINI: Mam oba paszporty. Urodziłem się we Wrocławiu, ale mój odbiór kwestii narodowości zawsze zależał od kontekstu – zwłaszcza gdy byłem dzieckiem. Były takie momenty, że Włochy były dla mnie całym światem, oraz takie, w których te same Włochy znikały mi z pola widzenia. Coraz bardziej skłaniam się ku interpretacji, że przynależność narodowa jest kwestią wyboru, a ja chyba najbardziej czuję się Europejczykiem – co przecież zawiera w sobie i Polskę, i Włochy.
Napisałeś w najnowszej książce, że stojąc przed katedrą we Florencji czy Galerią Uffizi, większość z nas czuje, że Włochy to matryca naszej europejskiej kultury.
Raczej dajemy sobie prawo, by myśleć, że należą do nas wszystkich. Bierze się to stąd, że włoskie zabytki i symbolika są dla nas wszystkich świetnie rozpoznawalne. Jednak moja europejskość bierze się nie tylko z polsko-włoskich korzeni, ale też ze studiów w Wielkiej Brytanii i Hiszpanii, które nie byłyby możliwe bez Unii Europejskiej – idei oraz konstruktu prawno-ekonomicznego sprawiających, że większość jej mieszkańców więcej łączy, niż dzieli, co najlepiej widać właśnie we Włoszech. Według mnie gdyby w Europie działo się coś takiego, co ma teraz miejsce w USA, czyli gwałtowny zwrot w kierunku paraliżującego autorytaryzmu, doszłoby do znacznie ostrzejszych buntów społecznych, ponieważ pomimo braku solidarności unijnej w różnych kwestiach mamy głębszą pamięć historyczną i wspólne europejskie wartości.
Twój przodek Giuseppe Mazzini przyczynił się do tworzenia tej europejskiej wspólnoty. Nie tylko walczył o wyzwolenie swego kraju spod władzy Austriaków, zakładając w 1831 r. organizację Młode Włochy, która dążyła do stworzenia liberalnej republiki, ale też działał poza swoją ojczyzną.