Kłopotliwa Mateczka
Kłopotliwa Mateczka Kościoła. Terlikowski dla „Polityki”: Mistyka i erotyka bywają sobie bliskie
JOANNA PODGÓRSKA: Zaczęło się niewinnie – potrzebna była reforma pogrążonego w kryzysie Kościoła katolickiego. Na czym ten kryzys przełomu XIX i XX w. polegał?
TOMASZ TERLIKOWSKI: Po pierwsze na tym, że w zaborze rosyjskim skasowano wszystkie zakony; ważny element chrześcijańskiego radykalizmu przestał istnieć. Po drugie, duchowieństwo w Kongresówce było na dość niskim poziomie intelektualnym i duchowym. Wielu zajmowało się głównie grą w karty, piciem i innymi rozrywkami. Wybuchały skandale seksualne, księża żyli z kobietami, co budziło zgorszenie. No i pieniądze. Zdzierali z biednych chłopów bardzo duże opłaty za usługi religijne, lekceważąc jednocześnie swoje obowiązki. Oczywiście nie twierdzę, że wszyscy tacy byli, ale tak to odbierali wierni, a także część duchownych, którzy chcieli większego radykalizmu i zaangażowania. Powstawały w tym czasie liczne zgromadzenia tajne. Szukali w nich miejsca najbardziej zmotywowani księża, a także kobiety, które chciały prowadzić życie zakonne. I część z nich spotkała na swojej drodze Marię Franciszkę Kozłowską, która taki model życia im zaproponowała.
Przyciągała ludzi w sposób niezwykły. Na czym polegała jej charyzma?
Z całą pewnością miała zdolność odczytywania tego, co się działo w sercach i w duszach księży, którzy do niej przychodzili. Potrafiła być niezwykle przekonująca. Zachowały się świadectwa jej najbliższych współpracowników, którzy opowiadali, że spowiadając ją, po prostu „odpłynęli”, rzeczywistość wokół przestawała istnieć. Dzisiaj byśmy pewnie powiedzieli, że to trochę psychomanipulacja, ale nie wiem, czy ona robiła to świadomie.