Jak handel, to Händel
Ekskluzywny towar – filharmonia, wino – Mozart? Jak powstaje muzyka dla supermarketów
Jeśli termin „awangarda” tłumaczyć jako „straż przednia”, Jerzy Mazzoll jest jej wybitnym przedstawicielem. Gdy w 2000 r. nagrywał album „Muzyka dla supersamów”, nie mógł przecież przewidzieć, że w Warszawie powstaje właśnie pierwsza polska firma, która z tych trzech słów uczyni sposób na biznes. Grupa dziennikarzy radiowych, zmęczonych życiem na wariackich papierach, zdecydowała się wkroczyć na dziewiczy teren audiomarketingu. Mimo międzynarodowej konkurencji i kryzysu, który nie ominął branży, stołeczny IMS (Internet Media Services) nie ma powodów do narzekań.
W uproszczeniu można powiedzieć, że audiomarketing to szereg działań, które pozwalają oddziaływać na klienta poprzez muzykę. W sklepach wielkopowierzchniowych wybrane piosenki mają mu przede wszystkim zapewnić kojące tło: zagłuszyć skrzypiący wózek, okiełznać strach przed przestrzenią i umilić kolejny kwadrans spędzony w kolejce do kasy. Zupełnie inną rolę odgrywa program muzyczny przygotowany dla sieci odzieżowej czy eleganckiej restauracji. Muzyka staje się wówczas częścią marki. Odpowiednio dobrana nie tylko ma zapewnić miłą atmosferę, lecz także zbudować poczucie przynależności, nadwątlić skłonności do przesadnej analizy i – przede wszystkim – zapełnić koszyk kolejnymi produktami. Z tego powodu tysiące obiektów handlowych w Polsce emitują dziś playlisty przygotowywane przez warszawski IMS czy międzynarodowe Mood Media oraz TMM (The Music Marketeers). Badania pokazują, że audiomarketing po prostu się opłaca.
Dobrać dźwięki
Za przodka dzisiejszego audiomarketingu można uznać muzak. Popularna „muzyka do windy” swoją fachową nazwę zawdzięcza założonej w latach 30. firmie Muzak Holdings, ideowo zaś czerpie z poszukiwań Erika Satiego – kompozytora opętanego ideą dźwięków, które publiczność mogłaby bez trudu ignorować.